Nastawiam budzik w zasadzie już z przyzwyczajenia. Codziennie i tak budzę się około dziewięćdziesiąt osiem sekund przed jego bezlitosnym wyciem. Teraz też. Przeczekuję ten czas, leżąc z otwartymi oczami i gapiąc się w sufit. Kiedy tylko zaczyna się ten jego jazgot, wyłączam chińskie, plastikowe badziewie pewnym ruchem ręki. Pewnym, bo atakuje mnie zawsze z tego samego miejsca na szafce nocnej. Wzdycham, wstaję i kieruję się w stronę łazienki, zostawiam za sobą Kaśkę, która już nawet nie zauważa mojego poranka, tylko chrapie jak natchniona. Odmierzam cztery kroki, podnoszę klapę, szczę. Myję zęby, uszy, pachy. Chwilę potem sam jem śniadanie i sam robię sobie kanapki do pracy. Wychodzę trzynaście minut po godzinie siódmej. Narzucam na siebie jeszcze kurtkę, bo zimno, i czapkę; pewnie powiedzielibyście, że dziwna, że podstarzałe dziady takie noszą. Ale jestem podstarzały, więc mogę. Lubię ją.
Trzy dziurki
Trzy dziurki
Trzy dziurki
Nastawiam budzik w zasadzie już z przyzwyczajenia. Codziennie i tak budzę się około dziewięćdziesiąt osiem sekund przed jego bezlitosnym wyciem. Teraz też. Przeczekuję ten czas, leżąc z otwartymi oczami i gapiąc się w sufit. Kiedy tylko zaczyna się ten jego jazgot, wyłączam chińskie, plastikowe badziewie pewnym ruchem ręki. Pewnym, bo atakuje mnie zawsze z tego samego miejsca na szafce nocnej. Wzdycham, wstaję i kieruję się w stronę łazienki, zostawiam za sobą Kaśkę, która już nawet nie zauważa mojego poranka, tylko chrapie jak natchniona. Odmierzam cztery kroki, podnoszę klapę, szczę. Myję zęby, uszy, pachy. Chwilę potem sam jem śniadanie i sam robię sobie kanapki do pracy. Wychodzę trzynaście minut po godzinie siódmej. Narzucam na siebie jeszcze kurtkę, bo zimno, i czapkę; pewnie powiedzielibyście, że dziwna, że podstarzałe dziady takie noszą. Ale jestem podstarzały, więc mogę. Lubię ją.