Oto dotarliśmy właśnie do miejsca tak ponurego, że z całych sił zamykamy oczy, na to co nas otacza. Ale to zamykanie oczu będzie pogrążało nas jeszcze bardziej. Zabrnęliśmy tak głęboko, że gotowi jesteśmy wierzyć, iż powstrzymać - dawno już nie pełzający - faszyzm może jedynie obóz polityczny, kończący kampanię prezydencką opartą na szczuciu na ukraińską mniejszość. Ale też na uchodźców na białoruskiej granicy. I o odrobinkę homofobii. Najnowszym highlightem owej kampanii jest wyjście na piwo z politykiem postulującym karę więzienia dla kobiet za aborcję po gwałcie i głośno mówiącym jeszcze niedawno, że nie chce w Polsce żydów i gejów. Jesteśmy tak sterroryzowani, że siedząc w płonącym pokoju powtarzamy “this is fine”, a za chwilę znowu będziemy załamywać ręce nad faktem, że oto “Polska brunatnieje” oraz zastanawiać się gremialnie, co jest tego powodem. A powody same pukają do naszych okien, wylewają się z feedów, jątrzą się z ekranów i przenikają wszystko, niczym kwas wyciekający z paszczy Obcego. Wolimy jednak ich nie widzieć. Udawać, że wszystko jest w porządku, choćby ten kwas właśnie na nas ściekał i wypalał skórę. Wszystko po to, żeby po udziale w wyborach uznać, że właśnie zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Że postawiliśmy opór brunatnej bestii, mimo, że właśnie pchamy się w jej paszczę. Pora jednak na przełknięcie gorzkiej pigułki: nie powstrzymamy faszyzmu przy urnie wyborczej. Nie powstrzymamy faszyzmu z Rafałem Trzaskowskim. Rafał Trzaskowski nas nie uratuje.
Piątkowa debata Trzaskowskiego i Nawrockiego w TVP przypomniała mi pewną straszliwą prawdę, na którą w dużych mediach mało kto zwraca uwagę. I co gorsza - już dawno przestało na to zwracać uwagę społeczeństwo, tak mi się przynajmniej wydaje. Chciałbym wierzyć, że to tylko złudzenie optyczne spowodowane moim pesymizmem; że to wyłącznie ze mną jest tak naprawdę coś nie tak. Tą uwierającą mnie prawdą, jest fakt, że w wojnie PiS-PO po 2023 roku nie ma śladu po jakimkolwiek humanitaryzmie. Pamiętam moment, kiedy rządzący jeszcze PiS dopiero zapowiadał budowę płotu na wschodniej granicy i pamiętam, jakie to wywoływało oburzenie. Zupełnie jakby przekraczano wówczas pewną - nomen omen - granicę, zza której nie będzie już powrotu. I faktycznie nie ma, bo dziś Trzaskowski już nie wytyka PiSowi i reprezentującemu go Nawrockiemu krzywdzenia ludzi, którzy nijak na to krzywdzenie nie zasłużyli. Dziś wytyka im, że ten płot trzeba było po nich poprawiać i “bezpiecznie” zrobiło się dopiero teraz. W badaniach wyszło, że tego chcą ludzie. Tak trzeba. Nie ma innego wyjścia, bo przyjdzie PiS. Żeby powstrzymać skrajną prawicę, musimy być od nich gorsi.
Poparcie społeczne dla gnębienia uchodźców marznących w lasach nie wzięło się jednak znikąd. Już w kampanii wyborczej 2023 mogliśmy oglądać antyludzkie, obrzydliwe spoty Donalda Tuska, uderzające w PiS, który wpuścił do Polski “takich” ludzi z “takich” krajów. Było wtedy trochę oburzenia w co bardziej progresywnych mediach, ale to margines. Dziś nawet wyznawcy ”radykalnego humanitaryzmu” (nie dajmy się zwariować lewackim, proszę państwa, oszołomom, jak przekonują nas politycy) już przywykli.
Po debacie prezydenckiej, w której kandydaci licytowali się na to, kto bardziej nienawidzi praw człowieka i podatków, media cały dzień skupiały się na mowie ciała, na tym kto był pod wpływem czego, kto być może jest reptilianinem i odbierał przekaz z kosmosu. Tak, zażywanie tytoniu pod dziąsło przez kandydata na prezydenta podczas decydujące debaty jest słabe i niespodziewane, ale naprawdę są ważniejsze sprawy do załamywania nad nimi rąk. Ot, choćby zagraniczna próba ingerencji w wybory, ale o tym może innym razem. Bo mnie akurat najbardziej martwi od lat głównie faszyzm.
Faszyzm to nie obozy. Faszyzm to nie mundury. Faszyzm to nie przemarsze. Faszyzm to milczące przyzwolenie i jest mi wstyd, że w 2025 roku trzeba to powtarzać coraz głośniej i coraz mniejsze ma to znaczenie.
Rafał Trzaskowski nie uratuje nas od faszyzmu nie tylko dlatego, że - jak to plastyczni politycy pozbawieni poglądów mają w zwyczaju - bez skrupułów gotów jest nakręcać ksenofobiczne czy faszystowskie nastroje dla zdobywania łatwego poparcia, a potem jeszcze pokazywać się przy jednym stole z konfederatami. To wiemy przecież od dawna, tylko akurat ostatnio niektórzy z nas zmienili zdanie. Rafał Trzaskowski nie uratuje nas od faszyzmu przede wszystkim dlatego, że ten faszyzm już tu jest. Dla niepoznaki przebrał się tylko w bardziej fancy ciuszki, żeby nie kojarzyć się za mocno z tymi wszystkimi czarno-białymi zdjęciami z podręczników do historii.
Skupiam się tu na kryzysie humanitarnym, bo jest to sprawa zapomniana niemal przez wszystkich, którzy są w tym kraju słyszalni i najmniej kontrowersyjna. Pogodziliśmy się z tym, większość na słowo uwierzyła politykom w zagrożenie wojną hybrydową, w konieczność pushbacków, czy zawieszania prawa do azylu. Jednak patrioci, którym tak leży na sercu dobro i bezpieczeństwo Polski zostali bezczelnie oszukani, bo to co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, to nie jest nawet migracja, którą są straszeni. Prawdziwa migracja to sprowadzanie do Polski taniej siły roboczej na usługi Rafała Brzoski lub platform typu Uber czy Bolt. To proceder dużo bardziej niebezpieczny od głodnej matki z dzieckiem w podlaskim lesie; nie dlatego, że sprowadzamy “element obcy kulturowo”, a dlatego, że sprowadzamy ludzi, którzy w drodze za chlebem trafiają w całkowicie obce otoczenie, bez stabilnego zatrudnienia, często bez języka. Charakter wykonywanych prac powoduje, że nie zawiązują więzi społecznych. Sami sobie produkujemy kastę ludzi niewidzialnych i zdesperowanych, pozostających na marginesie społeczeństwa. Jeśli to kiedyś eksploduje, to nie będzie wina tego, że ludzie o ciemniejszej karnacji mają naturalne predyspozycje do wpadania w dziką żądzę mordu. To będzie systemowy problem, który sami sobie tworzymy, nie próbując nawet na szerszą skalę integrować przyjezdnych. Bo najważniejszy w całym procederze jest interes wielkiego kapitału. Nie twój, a już na pewno nie tego Gruzina, który wczoraj przywiózł ci gruszkową lemoniadę.
Dodatkowo groteskowe jest, że kandydaci na głowę państwa zarzucają sobie wzajemnie, że “ci drudzy” budowali/budują/będą budować/na pewno chcą budować akurat ośrodki integracji cudzoziemców. Bo w ich prawicowych narracjach to właśnie jest naruszenie bezpieczeństwa Polski, polskich rodzin i oczywiście “naszych kobiet”.
Nie powinno to jednak dziwić. Media i politycy od dawna sami budują wiarygodność tych faszystów, przed którymi nas przestrzegają. Oczywiście większe mam pretensje do środowisk związanych z PO, bo po PiSie od dawna się niczego dobrego w tej materii nie spodziewałem.
Rafał Trzaskowski poza tym, że przez większość tej kampanii niewiele się różnił od Konfederacji i wygłaszał statementy przyczyniające się do atmosfery pogromowej (tak, za taki uważam choćby postulat odbierania świadczeń socjalnym akurat z jakiegoś powodu Ukrainkom i Ukraińcom), to przecież już pięć lat temu przymilał się do wyborców Bosaka w kampanii prezydenckiej. O Tusku już wspominałem. I wciąż dla - ekhm - rzeszy wyborców są “mniejszym złem”. Są nim wciąż nawet teraz, kiedy tuż po słynnym wieczorze w Mentzenowej piwiarni (historyczna analogia tak wyrazista, że aż upiornie śmieszna) prowodyr zajścia, Radosław Sikorski, opowiada w mediach, że z każdym trzeba się umieć dogadać i schować te animozje do szafy w imię dialogu. Przerażające jak wielu komcionautów mu przytakuje, jak wielu ludzi gotowych jest przełknąć zaakceptowanie konszachtów z partią, której nazwę jeszcze chwilę temu dopisywali do hasła “jebać PiS”. To samo Sikorski mówił nawet na niedzielnym marciu poparcia Trzaskowskiego. Marszu, na którym ktoś zorganizował nawet… blok antyfaszystowski. Marszu, na którym Magdalena Biejat krzyczała do mikrofonu, że za Nawrockim stoi Mentzen, zupełnie jakby poprzedniego dnia po prostu nie było (i była w tym bardzo mało przekonująca, w przeciwieństwie do Czarzastego wykrzykującego peany na cześć Trzaskowskiego).
To jest moment, w którym kończą mi się słowa do określenia miejsca, w które zabrnęliśmy i w które zabrnęli politycy biorący udział w tej niedzielnej szopce. Dziwaczne i osobliwe, jak kategoryzował Fisher… teksty kultury. Dzieła fikcji. A że jesteśmy w Polsce tuż przed wyborami 2025, to dodam: niepokojące, komiczne, groteskowe, upiorne, zabawne, obrzydliwe, niesamowite. Mój dysonans poznawczy ma własny dysonans poznawczy.
Kiedy już poznasz wyniki wyborów parlamentarnych w 2027 roku, to zanim zaczniesz wykrzykiwać w niebo z bezsilną wściekłością pytania o to, jak do tego doszło, dlaczego i jakim cudem, to przypomnij sobie jak centryści bez poglądów przestali nazywać Mentzena faszystą i zdemontowali “kordon sanitarny” wokół Konfederacji. Jak wpajali ludziom irracjonalne lęki tylko dlatego, że to droga na skróty do politycznych profitów. Przypomnij sobie Gozdyrę siedzącą na kolanach Korwin-Mikkego i zapraszającą go do programów, bo to taki ciekawy człowiek. Przypomnij sobie polityczny powrót z niebytu Romana Giertycha podarowany mu po starej znajomości przez Donalda Tuska. Przypomnij sobie Krzysztofa Bosaka na stanowisku wicemarszałka Sejmu. Przypomnij sobie Krzysztofa Bosaka w “Tańcu z gwiazdami”. Przypomnij sobie, że państwo polskie pod rządami PO stawia przed sądem ludzi za niesienie pomocy humanitarnej w podlaskim lesie i jako stronę społeczną dopuszcza do procesu przedstawicieli Ordo Iuris. Przypomnij sobie, że w tym samym państwie bezkarny pozostaje Grzegorz Braun.
Przypomnij sobie poniedziałek po pierwszej turze wyborów prezydenckich 2025, kiedy to wszystkie media sprzyjające Rafałowi Trzaskowskiemu utworzyły front ocieplania wizerunku Grzegorza Brauna, tylko dlatego, że uzyskał wynik wyższy niż ktokolwiek się wcześniej spodziewał. Przemocowy oszołom, antysemita, ksenofob, homofob, powiązany z Leonidem Swiridowem putinolubny faszysta, nagle niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienił się w interesującą postać, artystę o niezłomnym sercu, ale też zwykłego człowieka, takiego jak my wszyscy.
Przypomnijmy kilka nagłówków z tamtego dnia.
Newsweek:
Kim naprawdę jest Grzegorz Braun? Przeszedł “wielką przemianę”.
TVP INFO:
Erudyta z gaśnicą. Dlaczego Polacy głosowali na Grzegorza Brauna?
(wystarczyło obejrzeć pół debaty, żeby wiedzieć, że erudycja Brauna jest na poziomie tamagotchi)
Telemagazyn (wydawany przez należące do Orlenu Polska Press):
Tak wyglądał 18-letni Grzegorz Braun. W młodości nie mógł opędzić się od dziewczyn?
Wisienką na torcie jest Agora, która do ocieplania wizerunku Grzegorza Brauna zaprzęgła feministyczne Wysokie Obcasy:
Ona montowała jego filmy o eugenice i Jaruzelskim, on przyszedł z pierścionkiem. Oto żona Brauna
Ten sam artykuł na GazetaPL:
Jest 12 lat młodsza. Braun poznał żone w pracy. “Bez pomocy Boga wszystko się rozpadnie”
Tamten poniedziałek mnie zaskoczył, przyznaję. Spodziewałem się wtedy kolejnych zatroskanych “analiz”, pytających jak mogło do tego dojść, że zawiedliśmy jako społeczeństwo. Otrzymałem zaś narrację o tym, że Grzegorz Braun, może i jest kontrowersyjny, ale w gruncie rzeczy całkiem miły. Otrzymałem wejście do zbiorowej halucynacji wiodącej nas na skraj przepaści, niczym lemingi (chyba czas na przejęcie tej obelgi od konserwatystów).
I dlatego uważam, że za to brunatnienie odpowiadają w głównej mierze właśnie media i politycy głównego nurtu. Dużo bardziej, niż sami brauniarze, konfederaci, faszyści, odpowiadają za ich popularność ci, którzy wpuszczają ich na łamy zasięgowych mediów, podkreślają, że “w sprawach gospodarki to się w pełni zgadzamy”, a potem coraz chętniej i coraz bardziej wprost przyznają, że nie tylko w sprawach gospodarki. Gej też człowiek, ale kurde, coś w tym jest. Ukraińcy mogą się czuć w Polsce jak u siebie, ale kurde, w sumie jednak bez przesady.
To oni, elastyczni centryści, tworzą tu podglebie i stosują najlepszą dla faszyzmu kombinację nawozów.
Oburzanie się na kolejne przekroczenie granic przez Brauna, czy Mentzena jest już bezproduktywne. Nie ma znaczenia. Nie daje nic poza rytualnym sygnalizowaniem cnoty i podkreśleniem, że “ja nie jestem taki jak on” dla poprawy swojego samopoczucia. Możemy się oburzać, a Konfederacji od lat systematycznie rośnie, a skoro rośnie to już została zaakceptowana przez “demokratyczny salon”.
Zamiast narzekać na objawy, pora w końcu leczyć przyczyny. Jak? Każda zmiana wymaga dostrzeżenia problemu, więc zacznijmy od pozbycia się złudzeń.
O Grzegorz Braun, o Grzegorz Braun
Kto Ciebie ukochać będzie umiał?
Teraz już wiemy
W przypadku jego rywala nie ma nawet pytania czy powstrzyma, on ten faszyzm wprowadzi.