Musimy porozmawiać o czarzastym skrzydle polskiej lewicy, o lewicy koalicyjnej, rządowej, o Nowej Lewicy. Dawno nie było, cieszycie się?
To lecimy.
Każdemu życzę, żeby znajdował w sobie tyle optymizmu, co Czarzasty, kiedy mówi o porażkach. Ot, na przykład 8 listopada odtrąbił on publicznie nie jeden, ale aż dwa sukcesy! Oba polegają na skierowaniu projektów do dalszych prac w komisjach i oba należy rozpatrywać osobno, mimo że Wujek Słodzimierz próbuje je nam sprzedawać w pakiecie.
Sukces pierwszy: poselski projekt Nowej Lewicy o wolnej Wigilii. Jest sukces, bo będzie dalej procedowany. Hura. A ja pozwolę sobie być Smerfem Marudą (ku zdziwieniu nikogo) i zauważyć, że projekt będzie dalej procedowany w komisjach, ponieważ tak zagłosowali koalicjanci Nowej Lewicy, podczas gdy sama Nowa Lewica wnioskowała o przystąpienie do drugiego czytania bez kierowania projektu do komisji, co możecie zobaczyć na obrazkach.
Skracając: Nowa Lewica chciała wolnej Wigilii (oczywiście słusznie) już w tym roku, ale jej koalicjanci nie pozwalają jej nawet na ten jeden drobny sukcesik, na tak małą pierdółkę. Na okruszek. Za rok pewnie ktoś sobie o tym przypomni i znowu odbędzie się ta sama medialna nanoawantura bez żadnego znaczenia dla rzeczywistości, a na koniec się okaże, że w sumie już za późno, a poza tym to Ryszard Petru i Marek Sawicki się nie zgadzają, a do tego premier sobie lubi lewicowym koalicjantem wycierać publicznie podłogę, bo może. Skoro mu się na to pozwala, to może. Na tym polega właśnie wchłanianie mniejszej partii przez większą w celu ewentualnego przejęcia jej elektoratu.
Sukces drugi: ustawa o dekryminalizacji pomocy w aborcji została przekazana do dalszych prac w komisjach. Sytuacja odmienna od poprzedniej, bo tutaj już koalicjanci i Lewica głosowali zgodnie. Głosowanie dotyczyło ODRZUCENIA projektu w pierwszym czytaniu, niemal cała koalicja głosowała przeciw odrzuceniu.
I fajnie, niby fajnie. Gdyby nie fakt, że jesteśmy ponad rok po wyborach i mamy rząd, którego politycy obiecali nam cywilizowane prawo aborcyjne, a tymczasem przepychana jest ustawa o dekryminalizacji okrojona do takiego stopnia pod gusta marków sawickich tego świata, że w sumie już mało kogo to interesuje.
No ale jest sukces.
Ostatni raz taki sukces widziałem, jak politycy Nowej Lewicy wrzucali zdjęcia, na których się przytulają uśmiechnięci i wzruszeni (gdyby to były filmy, byłyby w slow motion i z podłożonym Vangelisem), ponieważ ustawa o związkach partnerskich (obdarta już prawie ze wszystkiego, na co się nie zgodził Kosiniak - lekarz! - ze względu na swoją religię) trafiła na strony Rządowego Centrum Legislacji. Sukces. Zmiana. Radość. Historyczny moment. Wzruszenie. A potem i tak chłopy z PSLu jojczyły w mediach, że o nie, że tak być to nie będzie.
A to nawet nie jest koniec pasma sukcesów w ostatnim czasie!
Bo jeszcze, jakby tego było mało, to wiceminister Tomasz Lewandowski z Nowej Lewicy, który miał troszczyć się o budownictwo socjalne (łatwa praca - troszczenie się o coś, czego nie ma), w końcu, po trzech miesiącach, dostał w resorcie formalnie swoje kompetencje (bez tego nie mógł nawet udzielać się w mediach). Sukces! Ciężko wywalczony sukces.
Tylko że nie przez kogokolwiek z Nowej Lewicy, a przez dziennikarza Wirtualnej Polski, który całą tę sytuację opisał, to raz. A dwa, że Lewandowski jak już te kompetencje dostał, to mniejsze niż jego poprzednik, Kukucki (został prezydentem Włocławka), dzięki czemu sprawy mają się tak, że o budownictwo będzie dbał PSL i minister Paszyk. A co i kogo lubi PSL, to chyba nikomu z Osób Czytelniczych nie muszę tłumaczyć, tak samo jak tego, że sympatie i priorytety PSLu się specjalnie nie zmieniły, pomimo wywalenia z resortu rozwoju umoczonego w lobbingowym procederze Jacka Tomczaka. Swoją drogą, skoro poleciał za lobbing/korupcję, to już na pewno zajmuje się nim prokuratura, prawda? Prawda?
*
I tak czytałem sobie wczoraj w Oko.Press wywiad z Agnieszką Dziemianowicz-Bąk i aż mi było przykro. Bo niech już Wam nawet będzie, że uznamy, że robi co może, nawet jeśli to uznanie ma wynikać z naszej ogromnej potrzeby posiadania w serduszkach polityczki, która nie zawiodła. Uznajmy, że robi max, może nawet więcej, niż się da, w tych trudnych, koalicyjnych warunkach. Że wyszarpuje. Że działa. Że walczy. Że DOWOZI.
Ale kurde, ona w tym wywiadzie sprzedaje rentę wdowią jako największy socjalny sukces tego rządu. I naprawdę ja sądzę, że mamy prawo oczekiwać więcej, nie tylko jako wyborcy lewicy, tylko jako wyborcy w ogóle, a nawet po prostu jako obywatele. Mamy prawo oczekiwać takich podstaw, jak cywilizowane prawo aborcyjne, jakieś minimum medycznego bezpieczeństwa odnośnie reprodukcji. No i może tego, żeby polskie państwo nie działało głównie w interesie deweloperów, choć mooooże tutaj mnie ponosi i zaczynam fantazjować.
Dziennikarze Oko.Press pytają Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk również o inne rzeczy z lewicowej agendy, które w obecnym rządzie albo nie są realizowane, albo są realizowane dosłownie przeciwko ludziom, jak np. budżet z żałosnym finansowaniem ochrony zdrowia, a za to z podniesieniem funduszu kościelnego, niższe niż obiecano podwyżki dla nauczycieli i budżetówki, zamrożenie zasiłków rodzinnych (nie rosną od 2016 roku), obniżenie składki zdrowotnej, którym grozi Rychu Petru, aborcja i nieludzkie postępowanie z ludźmi na granicy polsko-białoruskiej.
W odpowiedzi jest opowiadanie, że “jesteśmy innego zdania niż premier”, albo że stanowisko Lewicy jest takie i śmakie, albo że “jesteśmy gotowi pokazywać własne rozwiązania”.
No dobrze, tylko wszyscy mają to w dupie. Ja jestem gotowy podpisać kontrakt na główną rolę w rimejku serialu “Grom w Raju”, tylko Hollywood nie chce, a poza tym taki serial nie powstaje.
Pamiętacie konferencję Nowej Lewicy 15 października w rok po zwycięskich wyborach, a potem oświadczenie partii w sprawie rządowej “strategii” migracyjnej? Wtedy też padały słowa (słowa, słowa, słowa), że stanowisko Nowej Lewicy jest takie, żeby przestrzegać Konstytucji, i że to stanowisko jest niezmienne, i że Nowa Lewica będzie w tym stanowisku nieugięcie trwać, tylko niestety Pan Premier się nie zgodził.
Tak jak na wolną Wigilię nie zgodził się Ryszard Petru, a na związki partnerskie (o równości małżeńskiej nie wspomnę) - Marek Sawicki.
Żadna lewicowa formacja, czy to partia, czy cokolwiek innego, nie powinna popierać tego antyludzkiego rządu. I ja wiem, że renta wdowia jest bardzo ważna, ale czy warta tego, żeby razem z prawicą głosować za strzelaniem do migrantów (dwunastu posłów Nowej Lewicy, w tym Czarzasty, Gawkowski, Trela, Litewka)? No ja tego nie rozstrzygnę tutaj, bo nie lubię decydować o tym, czyje życie jest ważniejsze.
*
Tego samego dnia, co wywiad Oko.Press z ADB, ukazał się na Onecie tekst Moniki Waluś o poszukiwaniu kandydatki lub kandydata Nowej Lewicy na prezydenta. Nie będę linkował, bo nie ma on żadnej wartości dziennikarskiej - to mój ulubiony rodzaj INSAJDERSKIEGO tekstu, oparty w całości, calutki, caluteńki, na anonimowych wypowiedziach parlamentarzystów i parlamentarzystek Nowej Lewicy, które są tam “cytowane”.
Nie wiem więc, na ile jest prawdą, to co w nim przedstawia Monika Waluś, czyli najogólniej: że nikt się w partii nie kwapi do wzięcia udziału w wyborach, bo w sumie nie ma po co. Ja bym to rozumiał, bo ja jako lewicowy wyborca też nie mam za bardzo po co w tych wyborach uczestniczyć (nie wiem jeszcze czy pójdę, ale jak znam siebie, to pewnie tak). Więc kij w ten tekst pani Moniki i jej anonimowe źródła (anonimowy dziennikarz Onetu zdradził mi, że Monice Waluś śmierdzą nogi fest), ale niedawno u Rymanowskiego był minister nauki, Dariusz Wieczorek z Nowej Lewicy. Po tej rozmowie cały internet skupił się na tym, że Wieczorek nie wiedział, o co pyta go Rymanowski w pytaniu o akademiki za złotówkę, a Wieczorek skupił się potem na tym, że cały internet nie wiedział, co powiedział Dariusz Wieczorek.
Ale poza tym wspomniał też jasno, że jeśli koalicja nie wystawi wspólnego kandydata, to wtedy partie wystawią swoich.
Ja to rozumiem tak, że pierwszym wyborem dla NL jest jeden kandydat koalicji. I serio, rozumiałbym to, bo po byciu szmatą do podłogi premiera lewicowy koalicjant ma prawo mieć nastawienie bojowe równe zeru. I ma, co widziałem na tej konferencji 15 października. Ba, ja sam mam poczucie, że Nowa Lewica nie ma po co wystawiać kogokolwiek. No po co, serio? Ani partia nie będzie wierzyła w zwycięstwo tego kandydata/kandydatki, ani ta kandydat/ka, ani wyborcy. Ale ciężko sobie na to zapracowali przez ostatni rok popierania prawicowego (nie, nie centrowego, jak chciałyby media) rządu.
Mam tylko nadzieję, że zobaczę Magdalenę Biejat publicznie popierającą Radosława Sikorskiego, przynajmniej będzie zabawnie.
Ale i tak mój wymarzony scenariusz, to Nowa Lewica wystawiająca Krzysztofa Gawkowskiego - wtedy przynajmniej od początku dla wszystkich jasne będzie, w jakim miejscu jesteśmy i że nikt niczego nie udaje.
Że Ty masz mordo still cierpliwość do nich. Fajne podsumowano!
Nie wiem czy się śmiać, czy zapłakać. Z jednej strony Twój cięty dowcip zasługuje na docenienie serdecznym śmiechem, z drugiej - serce boli przez tę sytuację Lewicy. Ja tam się niezbyt znam, więc wrodzona naiwność ciągle karmi adwokata diabła we mnie: Lewica mało może, bo ma mało posłów, a to za sprawą wyborców, którzy 15X dali ciała, zamiast głosy na Lewicę. Jednocześnie jak widzę naprawdę głupie wpadki Lewicy, to nie wiem czy oni chcą zniechęcić swoich wyborców, czy to część gry, której zasad i wyższego celu nie ogarniam (to znów głos adwokata diabła). A na to wszystko nakładają się głosy komentatorów po wyborach w usa, że wynik tychże jest dowodem na to, iż lewicowa agenda musi się wycofać do drugiego szeregu, bo jeżeli będzie zbyt nachalna, to u nas również do władzy dojdzie najskrajniejsza prawica, a tego przecież byśmy nie chcieli. Jak się nie odwrócić - d... zawsze z tyłu. Chciałabym móc się schować pod kocyk i wyjść dopiero, gdy nastaną normalne czasy.