Donald Tusk namaścił Rafała Brzoskę na Króla Deregulacji Polski. Ceremonia miała odpowiednio feudalny charakter - tak, aby przypominać wszystkie te występy Donalda Trumpa, podczas których podpisuje on rozporządzenia, dzięki czemu roztacza wokół siebie aurę (za przeproszeniem) sprawczości. Nieważne jaki jest stan formalny i prawny tych rozporządzeń; nieważne, jak daleko są one od realizacji. Ważne jest wrażenie. Osoba oglądająca ten spektakl ma mieć poczucie, że oto silny przywódca wziął sprawy w swoje ręce i jednym zdecydowanym gestem załatwił sprawę.
A że to nie wygląda i nie brzmi demokratycznie? Tym lepiej - demokracja jest już passe, ludzie nie chcą tego całego ecie-pecie z procedurami, biurokracją i wszystkimi innymi rzeczami, które powodują, że z szumnych zapowiedzi niewiele wynika. Fujka. Ludzie chcą dziś widzieć skutki - najlepiej tu i teraz. Albo chociaż show, który te skutki udaje.
Premier Polski też to wie i chce być (za przeproszeniem) sprawczy i stanowczy jak Donald Trump, tylko trochę się jeszcze cyka, a trochę nie ma narzędzi. Dlatego też ogłoszenie pomysłu, aby to Rafał Brzoska stworzył zespół odpowiedzialny za kreowanie pomysłów na deregulowanie Trzeciej RP było trochę taką udawaną scenką rodzajową, a trochę niezręcznym żartem - wszystko to podczas konferencji zorganizowanej po to, by premier wraz z ministrem finansów snuli swoje koncepty na gospodarkę kraju przeplatane propagandą sukcesu. Całość wyglądała jakby Tusk wpadł na ten pomysł spontanicznie i właśnie zauważył prezesa InPostu w pierwszym rzędzie.
Hehe.
No ale walić formę, na kogoś może działać, na kogoś może nie działać, nieważne. Ważne, że w świat poszedł komunikat: potrzebujemy więcej deregulacji i chcemy, żeby odpowiedzialny za to był Najbogatszy Polak. Bo wygląda na to, że z jakiegoś powodu biedni ludzie, których jest dużo kochają bogatych ludzi, których jest mało. Dziwne, głupie, szalone, pojebane - ale to fakt. Nic z tym już nie zrobimy. Przyczyniły się do tego lata neoliberalnej propagandy. Ale nawet ostatnio, tuż po wygranej Trumpa, możemy zaobserwować w mediach propagandową szarżę, wbijającą Polakom do głowy, że oligarchia, czy inna plutokracja, a może trochę też technofeudalizm, być może połączony z faszyzmem, to nie byłyby takie złe pomysły. I ta “nominacja” (żeby jeszcze mocniej trzymać się tej ameryczki) Brzoski jest tej propagandowej szarży kulminacyjnym momentem.
To jest dość niesamowite, że Polska - politycy, media, obywatele - patrzą na upadek Stanów Zjednoczonych i mówią sobie: “tyyyy, zajebiste, musimy zrobić to samo.”
Front propagandowy
I tak oto dwa dni po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa Gazeta Wyborcza opublikowała wywiad o sytuacji w USA. Wywiad z jednym z najbogatszych Polaków, bo to akurat dobra okazja, by oddać głos miliarderom, może mają coś ciekawego do powiedzenia.
Arkadiusz Muś jest założycielem firmy Press Glass, mającej zakłady między innymi w Polsce i w USA. Założył też Fundację Wolności Gospodarczej. Obecnie jej prezesem jest Marek Tatała. Obaj są członkami Rady Forum Obywatelskiego Rozwoju - organizacji, którą na pewno kojarzycie z Leszkiem Balcerowiczem.
No i jak myślicie, co taki Arkadiusz Muś może opowiadać w wywiadzie o Stanach Zjednoczonych Gazecie Wyborczej?
Mam znajomych wśród wielu amerykańskich przedsiębiorców, którzy mają obroty rzędu 300, czy 500 mln dolarów. Mają szersze horyzonty niż przeciętny Amerykanin. Wyjeżdżają za granicę, śledzą sytuację na różnych rynkach. Wielu z nich także głosowało na Trumpa. Mówili mi, że dalej z Demokratami nie chcą współpracować.
Noooo dobra, akurat narracja o tym, że durny plebs jest durny, a duzi przedsiębiorcy mają szerokie horyzonty, bo wyjeżdżają za granicę była dosyć zaskakująca. Nie, żebym był w szoku, że chłop tak uważa, ale spodziewałem się, że zachowa to dla siebie. O chęci “współpracy” owych przedsiębiorców z jednym, czy drugim rządem nie ma co za wiele wspominać - w USA nikt nie kryje się z lobbingiem od lat. A już ostatnio wpływem miliarderów - zwłaszcza jednego - na struktury państwa jesteśmy wręcz bombardowani; człowiek zagląda do internetu i zawsze “znowu coś”. Można się bać otworzyć szafkę w kuchni, bo jeszcze wypadnie z niej Elon Musk, który akurat zderegulował ci płatki owsiane i mleczko kokosowe, które i tak było zepsute.
Ale już reszta wywiadu jest dokładnie tym, czym myślicie że jest. Serią światłych spostrzeżeń o tym, że wynik wyborów w USA to zimny prysznic dla Europy. I że Europa aby nie zostać z tyłu (z tyłu czego?) musi się dostosować, czytaj: też mieć jeszcze więcej deregulacji. Bo przecież USA tak mają i jest zajebiście. I Arkadiusz Muś powtarza to od lat. Tylko nikt go nie słucha. I przez to mamy to, co mamy. Czyli gorzej niż w USA. Przegrywamy. Nie wiem w czym, ale przegrywamy! Tam jest lepiej, popatrzcie tylko. Nie chce mi się cytować tych co bardziej oczywistych fragmentów, a że tekst na Wyborczej jest za paywallem, to na końcu dodam link z pdfem do pobrania, gdyby kogoś interesowała całość. Jest suto, zapewniam.
Ale tego fragmenciku nie odpuszczę:
Ludzie biznesu, którzy zgodzili się wejść do rządu Trumpa, gdzie będą zarabiać relatywnie niewielkie pieniądze, nie liczą na pomnożenie swoich fortun, które zbudowali wcześniej, ale na to, że swoje doświadczenie wykorzystają dla przebudowy Ameryki, stworzenia lepszych warunków w gospodarce, na czym zyskają przedsiębiorcy, ale także pracownicy.
Okazuje się, że miliarderzy sięgający po polityczną władzę robią to z troski o was, maluczkich. Brakuje tylko, żeby Arkadiusz Muś dodał jeszcze, że w sumie to trzeba tylko dokładać do tego zasranego interesu. Zresztą w całym tym wywiadzie prezes Press Glassu powtarza, że jemu też nie chodzi o własną korzyść, tylko raczej o małych przedsiębiorców. No patrz, obcy człowiek, a ma serce.
I to wszystko byłoby nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że wywiad z Arkadiuszem Musiem przeprowadzał Witold Gadomski. Na pewno kojarzycie to nazwisko, ale może jednak nie wszyscy, więc dla porządku przypomnę tylko - to jest (za przeproszeniem) publicysta, która od lat zajmuje się pisaniem w Wyborczej w kółko tego samego, a treść jego pisania sprowadza się do tych samych rzeczy, które Arkadiusz Muś powtarza w wywiadzie z nim. Serio, partyjni propagandyści w PRL robiący na zlecenie Urbana mieli ciekawsze wyzwania zawodowe, niż Gadomski w Wyborczej.
I co się właśnie okazało? A przynajmniej ja dowiedziałem się o tym niedawno. Otóż cykl (za przeproszeniem) felietonów Witolda Gadomskiego w Gazecie Wyborczej ma swojego sponsora, a sponsorem tym jest… Fundacja Wolności Gospodarczej Arkadiusza Musia.

Od regularnego używania słowa “gadzinówka” względem Gazety Wyborczej powstrzymuje mnie tylko to, że jest to “gadzinówka neoliberalna”, a to oznacza, że taka linia się większości ludzi podoba, że większość ludzi jest z tym ok, że większość ludzi tej gadzinówkowatości nie dostrzega.
Nie tylko Arkadiusz Muś
Nie minęły nawet dwa tygodnie i swój wywiad w Gazecie Wyborczej miał również… Rafał Brzoska, oczywiście, że Rafał Brzoska. Wywiad, w którym przedstawia swoją WIZJĘ polityki, Polski, Europy i świata. Czyli - ku zdziwieniu nikogo - opowiada dokładnie to samo co Arkadiusz Muś. Tutaj też daruję sobie cytowanie długich fragmentów o konieczności deregulacji w Europie (“Przyznaję, że zawsze byłem euroentuzjastą, ale dzisiaj nawet ja zaczynam się zastanawiać”), o tym, że politycy powinni słuchać przedsiębiorców i że przedsiębiorcy wiedzą najlepiej, co jest dobre dla nas wszystkich. Ten artykuł też ukradłem i też znajdziecie go w pdfie gdzieś na końcu tego tekstu, gdyby kogoś bardzo interesowała całość.
Skupmy się za to na tym, jak według Rafała Brzoski przedsiębiorcy mają ciężko:
Nie mogę zrozumieć, dlaczego to przedsiębiorców – generujących wzrost gospodarczy - stawia się tak chętnie ostatnio pod pręgierzem. Dlaczego karze się im tłumaczyć z owoców swojego sukcesu. W dodatku najchętniej biczują ich lewicowi aktywiści, których sposobem na życie są zbiórki datków lub małe kawiorowo-socjalistyczne partyjki, widzące w biznesie wroga klasowego.
Nie chce mi się z tym debatować. Przepraszam. Nie chce mi się wyjaśniać, kto tak naprawdę generuje wzrost gospodarczy. To jest ponad moje siły. Mówię “przepraszam”, bo czuję, że wobec tego zmasowanego frontu neoliberalnej propagandy miliarderów powinno się ją debunkować. Niech ktoś. Bo mnie się to wydaje walką z wiatrakami. Może komuś się będzie chciało, komuś o większych zasięgach. Ja wywieszam tu białą flagę i pozwolę sobie założyć, że mówię do osób z tej samej bańki światopoglądowej, które pamiętają że przedsiębiorca bez pracowników może sobie wygenerować co najwyżej sękatego chuja do dupy, a nie wzrost gospodarczy.
Chciałbym tylko zwrócić uwagę na - znowu - podobieństwo cytowanych słów Brzoski z propagandą PRLowskiego reżimu. Słyszeliście to wszystko 2137 razy, to są słowa z generatora; powtarzane, powtarzane, powtarzane nam wszystkim od dziecka, powtarzane, powtarzane, włażące nam pod paznokcie, nie dające się odszorować, wpełzające pod skórę, wgryzające się w organy, zaklejające neuroprzekaźniki, zaklajstrowujące synapsy, zespalające się z nami, oblepiające skórę, wczepiające się we włosy, aż w końcu sami stajemy się tymi właśnie słowami. Kładziesz się spać jako człowiek, a budzisz się i nagle jesteś przecinkiem w wypowiedzi Najbogatszego Polaka w Gazecie Wyborczej i oddzielasz “lewicowych aktywistów” od “owoców swojego sukcesu”. I nawet tego nie zauważasz.
Oczywiście, że wywiad z Rafałem Brzoską przeprowadził Sebastian Ogórek. To musi być zawodowe osiągnięcie - być dziennikarzem Gazety Wyborczej, regularnie robiącym wywiady z najbogatszym człowiekiem w Polsce, za każdym razem zaczynające się od laudacji. Tym razem, na samym początku rozmowy Sebastian Ogórek mówił tak:
Miasto huczało od takich plotek. A ja połączę kilka kropek: sukces w biznesie osiągnięty, uwielbiany w serwisach społecznościowych, łączy przedsiębiorców i działa charytatywnie. Gdy jeden kandydat nosi pralki powodzianom, ty budujesz dla nich całe osiedle. A ponadto nie ma w tych wyborach żadnego kandydata spoza układu.
Mam tyle pytań, tyle wątpliwości. Zastanawiam się np. ile w tym wszystkim inicjatywy własnej Sebastiana Ogórka, a ile nacisków. Kto go zmusza? Przełożeni? Rafał Brzoska? Jak wygląda geneza takiego wywiadu? Czy to Rafał Brzoska uznaje, że pora na przedstawienie plebsowi jego światłej wizji i dzwoni do redakcji? Bezpośrednio do Sebastiana Ogórka? Jaki wpływ na to wszystko ma fakt, że międzynarodowe śledztwo dziennikarskie “pandora papers” w 2021 roku wykazało, iż Rafał Brzoska robił wały podatkowe poprzez spółkę na Cyprze, ale po kontakcie z prawnikiem prezesa InPostu Wyborcza przeprosiła Brzoskę i ze wszystkiego się wycofała, wywalając do kosza kilka miesięcy roboty dwóch swoich dziennikarzy?
I przede wszystkim: w jaki sposób dziennikarz, który jeszcze w 2016 roku w miarę rzetelnie informował na łamach Money PL o tym, jak to InPost sprzedał spółkę-córkę Bezpieczny List po to tylko, żeby inny podmiot zajął się grupowymi zwolnieniami, dziś kończy w roli kogoś jakby między Jerzym Urbanem a czopkiem? Nawet nie, Urban był chociaż erudytą, tutaj jest najbardziej tępy propagandzista. Taki wiecie, najbardziej śliski, przypominający raczej Toadiego z Gumisiów, plączący się pod nogami swojego dobrodzieja i mocodawcy, raz na jakiś czas doklejając się do jego okrężnicy w celu opublikowania “wywiadu”. Czy on w ogóle te wywiady pisze? Czy jedynie redaguje i podpisuje nazwiskiem? Czy Sebastian Ogórek istnieje? Jeśli tak, to mam szczerą nadzieję, że chociaż dobrze zarabia, bo robienie tego po taniości byłoby już naprawdę przykre. I że źle sypia.
Lewicowy publicysta w służbie deweloperów
Ale późnokapitalistyczna prooligarchiczna propaganda w Gazecie Wyborczej to nie tylko wywiady z najbogatszymi Polakami, powstające na ich pańskie skinienie rękami pełzających, obłych sługusów. Od co najmniej początku roku zadziwiającą (czyżby?) ofensywę przeprowadza na łamach największego polskiego dziennika Kamil Fejfer. Ten publicysta i youtuber ekonomiczny miewał dziwne w moim mniemaniu opinie od kiedy pamiętam. Ale właśnie - miewał. Jednocześnie pamiętam też dobrze, jak w zeszłym roku czytałem na łamach “Pisma” jego tekst o globalnej konieczności opodatkowania najbogatszych. Tak czy siak, rzut oka na jego teksty w GW pokazuje, że gość pierdolnięty. Rząd chwali się że zaraz wyśle kolejnego Polaka w kosmos, więc jak już ten Polak tam dotrze, to niech pozdrowi Fejfera.
Bo Kamil Fejfer ostatnio w Wyborczej zajmuje się zawodowym przekonywaniem ludzi, że powinni pracować dłużej (o, to jak Szumlewicz, polecam ostatni mój podcast) oraz że jak polaki robaki nie zakładają rodzin i nie płodzą dzieci, nie usamodzielniają się, to nie jest to wcale kwestia niskich zarobków, ani wysokich cen mieszkań. A na pewno nie tylko. No bo warto zwracać uwagę też na inne czynniki, np. no nie wiem… Smartfony xD Serio.
Trzy tytuły tekstów Kamila Fejfera w Gazecie Wyborczej na przestrzeni ostatniego miesiąca:
“Brak podwyższenia wieku emerytalnego to krzywdzenie naszych dzieci. Oto pięć powodów za dłuższą pracą” - 12 stycznia. “Pięć powodów za”? Chyba argumentów? Dobra, nieważne, też nie jestem mistrzem języku polskiego, dalej.
“Nie ma jak u mamy, czyli pokolenie Z się nie wyprowadza. To nie tylko kwestia cen mieszkań” - 26 stycznia.
“Nie chcemy mieć dzieci przez finanse, brak mieszkań? Też, ale przede wszystkim przez... smartfony” - 8 lutego.
Wow. Serio? I tutaj znowu nasuwają się pytania: ile w tym inicjatywy własnej, a ile jakiegoś delikatnego namawiania przez kogoś wyżej albo kogoś z zewnątrz. Nie wiem, pewnie się nie dowiemy. Niemniej Kamil Fejfer wciąż ma łatkę publicysty lewicowego lub co najmniej lewicującego i ta łatka coraz bardziej zaczyna, a może już zaczęła, odgrywać taką rolę jak partia Nowa Lewica w koalicji. Ostatnio w jednym z wywiadów wiceminister Paszyk opowiadał, że “strategia” migracyjna (przypominam: antyludzkie gówno) przyjęta przez rząd jest sukcesem i jest dobra, bo przecież NAWET lewica ją popiera.
No właśnie, skoro nawet Kamil Fejfer mówi wam, że na ceny mieszkań wcale nie trzeba narzekać, to chyba coś w tym jest, nie? Po prostu pracujcie ciężej. I dłużej.
Wszystko powyżej to jedynie przykłady. Z jednej jedynie gazety. I to z tej raczej bardziej, niż mniej progresywnej w skali całej Polski. I to jedynie z ostatniego miesiąca mniej więcej.
To nawet nie jest narracja, to jest default, coś, co ludzie uważają za stan niejako naturalny i ktoś bardzo mocno pilnuje, żeby tak pozostało. Nie dalej jak tydzień temu mogliście dowiedzieć się z anteny TVN24, że jest zastój na rynku mieszkaniowym, że mieszkań jest za mało (nie jest, tylko są skupowane pod inwestycje) i że w ogóle to są za tanie, o czym przekonywał Kamil Sobolewski, czyli Główny Ekonomista - oczywiście, że tak - organizacji lobbingowej Pracodawcy RP. I to wszystko akurat w czasie, kiedy PSL rękami ministra Paszyka znowu próbuje wam wszystkim wciskać do gardeł kredyt 0%, czyli po prostu przerzucenie worków złota z budżetu państwa do kieszeni deweloperów i banków za pośrednictwem ludzi, którzy chcą mieć dach nad głową.
America, fuck yeah
Polska polityka od ponad trzydziestu lat w jakimś stopniu jest cosplayem tego, co się dzieje w USA, bo Polacy kochają USA i z jakiegoś powodu nadal uważają je za najlepszy kraj świata. Dlatego tak skuteczne jest w Polsce rzucanie hasełek o prywatyzacji ochrony zdrowia jak w USA, o niskich podatkach jak w USA (i Argentynie, wszystko tam działa, dobrze robią, dobry przekaz leci), o deregulacji jak w USA. Sama PO od lat co kadencję próbuje odtwarzać kampanię “Hope” Baracka Obamy, tylko taniej. Mamy “Hope” w domu.
Nie dziwi więc, że polscy politycy - ci sami, którzy jeszcze chwilę temu kupili was swoimi pustymi hasełkami o demokracji - zwracają się w stronę naszego Bratniego Narodu za wielką wodą i próbują kopiować to co widzą. Kopiują to, bo to działa. Ludzie kochają miliarderów, dajmy im miliarderów. Nie mamy pomysłu na rządzenie, więc oddajmy Polaków Rafałowi Brzosce. Niczego lepszego się po politykach nie spodziewałem. Najbardziej przeraża brak oporu społeczeństwa. To nawet nie marazm, to wręcz entuzjazm świń prowadzonych do rzeźni.
Oczywiście - można sobie tłumaczyć całą tę akcję Tuska z Brzoską jako show obliczone na szybkie punkty tu i teraz. Może nic z tego nie będzie? Może to tylko gadanina? Nic formalnego jeszcze się nie wydarzyło. No. Może. Ale o Trumpie mówi się to samo. I część rzeczy się dzieje, część nie, w część wątpimy do momentu aż się jednak wydarzą. Wydarzają się, przyjmujemy to i wątpimy w kolejne. Aż się w końcu jednak wydarzają.
A że nie wydarzyło się nic formalnie? Słuchajcie, uznajmy w końcu, że procedury i prawo mają coraz mniejsze znaczenie, a ich przestrzeganie przez prezesów i polityków jest coraz bardziej kwestią grzecznościowo-uznaniową. W Polsce mamy dwie kłócące się prawice i każdy z nich ma własny porządek prawny, w który wierzy, a prawo międzynarodowe i tak nikogo nie obchodzi (pozdrawiamy Wielkiego Polaka Netanjahu oraz instytucje Unii Europejskiej milcząco przyzwalające na kryzys humanitarny na Podlasiu)
#NowaLewicaWatch
Ok, tutaj możesz przestać czytać ten - i tak dosyć długi - wpis. Zwłaszcza jeśli jesteś osobą wrażliwą na nietypowe kinki, bo na koniec przyjrzymy się reakcji mojej ukochanej koalicyjnej lewicy w postaci Nowej Lewicy.
Kandydatką na prezydentkę z ramienia partii jest Magdalena Biejat, która napisała na przeklętym portalu faszysty Elona Muska tak:
Deregulacje? Nikt w wyborach nie głosował na Rafała Brzoskę. Miliarderzy nie mogą układać polityki gospodarczej państwa.
Jej (bez)partyjna koleżanka, Daria Gosek-Popiołek, wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego Nowej Lewicy skomentowała zaś sprawę tak:
Czy władza wielkiego biznesu i lobbystów to przełom w Polsce? Nie sądzę. Przełomem byłoby słuchanie głosu obywateli i obywatelek, strony społ., zw. zawodowych, ekspertów. Potrzebujemy w Polsce więcej szacunku do pracy, też pracy urzędników. Mniej naśladowania Trumpa i jego dworu.
To już pewna tradycja. Nowa Lewica stanowczo stoi i będzie na stała na stanowisku że (tu wstaw jakąś spoko rzecz), ale wszyscy mają to w dupie.
Tylko że… nawet nie cała Nowa Lewica. To jest najśmieszniejsze. Tutaj jest zachowana również kolejna tradycja tego rządu, czyli: baby coś tam sobie mogą fikać, to są histeryczki takie, to się musi wyfikać czasem, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo chłopy mają to w dupie.
Mi też się to nie podoba, ale tak jest.
Na gorąco komentarze polityków o konferencji Brzoski i Tuska zebrała Gazeta PL. Znalazły się tam komentarze polityków Nowej Lewicy.
Tomasz Trela:
Pan Donald Tusk wystąpił dziś w roli premiera rządu - rząd jest koalicyjny. To może nie tyle ustalone, konsultowane strategie, ale wpisują się one w naszą współpracę i koalicję, więc nie wnosimy do tego jako Lewica żadnych zastrzeżeń. Ponadto widziałem wsparcie dla tej inicjatywy m.in. wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego, który jest naszym przedstawicielem. Rozwój gospodarczy jest nam potrzebny, więc możemy tylko się cieszyć, jest to właściwy kierunek. Premier nie musi każdej decyzji konsultować, szczególnie jak ogłasza plan inwestycyjny, który ma kosztować 650 mld zł rocznie. Ja się pod tym podpisuję i myślę, że moje koleżeństwo również.
Włodzimierz Czarzasty:
Jest on [ten plan] rozsądny. Postulaty dotyczące zarówno inwestycji, jak i deregulacji są nam jako Lewicy znane.
I jeszcze dodatkowo Czarzasty na przeklętym portalu:
Szanowny Panie @RBrzoska. Nie będzie łatwo stworzyć propozycje które będą uwzględniały interesy pracodawców i pracowników oraz dawały impuls polskim dużym i małym przedsiębiorcom. Ale trzeba podjąć próbę. Ja trzymam kciuki!👍
Tutaj kończą mi się słowa, a ten tekst i tak jest już za długi.
WŻB
PS. LINK DO PDFÓW Z WYWIADAMI MUSIA I BRZOSKI (wetransfer)
To już zwyczajnie jest żałosne. Mamy Muska na skalę naszych możliwości. Szkoda, że nie ze słomy...
Muszę powiedzieć Panie Wojtku, że treść tego artykułu trafia w punkt. Mam nadzieję, że następne Pana posty będą również tak dobre albo lepsze. Co nie znaczy, że zgadzam się z każdym zdaniem tego artykułu. Co do komentarzy: Substack jest z założenia portalem dla ludzi inteligentnych (np.twórców). Tymczasem niektórzy myślą (?), że może służyć jako ściek dla tragicznie prymitywnych frustratów. Czy jest sposób aby temu zapobiec bez ograniczania wolności słowa?