W netfliksowej kreskówce "Close enough" (polecam cieplutko wszystkim osobom w wieku około 30+, bardzo wholesome) jest scena, w której kilku programistów cieszy się z domniemanego sukcesu biznesowego gdy nagle wchodzi latynoska sprzątaczka, która z obojętną miną mówi: "jupi, kilku białych facetów się dorobiło". Nie muszę być nawet ukraińską sprzątaczką w Polsce, żeby z podobnym entuzjazmem czytać wywiad Artura Kurasińskiego z Przemkiem Pająkiem, założycielem serwisu o technologiach "Spider's Web". Okazją do wywiadu był fakt zostania przez SW największym serwisem w kategorii: technologia. Sama rozmowa to festiwal klepania Przemka Pająka po pleckach, startupowej nowomowy i ocierania się penisami dwóch prawdziwych mężczyzn sukcesu, w którym to Pan Przemek uznaje, że tym, co wyróżnia jego serwis blogowy jest "publicystyka emocjonalna". "Najgorzej to być nudnym i nie generować żadnych emocji, prawda?" - pyta retorycznie Przemek.
Jeśli przez "publicystykę emocjonalną" rozumie się gnojenie ludzi za pieniądze od Jeronimo Martins, to wszystko się zgadza. Kilka dni temu bowiem na łamach "Spider's Web" ukazał się tekst autorstwa Agaty Kołodziej. Pani Agata nie ma problemu, żeby nazywać pracowników sieci Biedronka "chciwymi" i "zachłannymi", co przywodzi mi na myśl paski z "Wiadomości" TVP w czasie, kiedy to głównym zajęciem redakcji było szczucie na lekarzy rezydentów. W tekście brakuje tylko zdjęć z wakacji pracowników Biedronki, żebyśmy wszyscy mogli zobaczyć na jakim to poziomie żyje się tym pazernym świniom.
W ramach "publicystyki emocjonalnej" Agacie Kołodziej udało się zdenerwować na tyle wielu ludzi, że tytuł tekstu został już zmieniony, jednak redakcja bloga technologicznego ma pewien problem z technologią, która w swej parszywości robi im pod górkę. Mimo zmiany tytułu, podgląd linku w mediach społecznościowych pozostaje niezmieniony.
screen: twitter.com/vtechenko
Nawet po zmianie tytułu artykuł pozostawia jednak wiele do życzenia. Autorka krytykuje związki zawodowe działające w portugalskiej sieci dyskontów za wysuwane postulaty. A są to: podwyżki o 1500 zł brutto dla każdego pracownika na etacie do końca pandemii, powszechne testy na COVID-19, pełnoprawna kwarantanna, wstrzymanie przenoszenia pracowników między sklepami i mierzenie temperatury pracownikom oraz klientom. Widać więc, że powodem postulatów jest szalejąca pandemia. Autorka w tekście bezradnie rozkłada ręce, co jest typową neoliberalną reakcją na jakiekolwiek propozycje zmian, które miałyby poprawić sytuację pracowników - no nie da się, no co zrobić, ojej. Skrupulatnie wylicza, że byłaby to podwyżka o około 50%, co samo w sobie stanowi uzasadnienie, że to za dużo. Za dużo, ponieważ tak, no jak to, kto to widział, a poza tym biednej Biedronki na to wszystko nie stać, no nie da rady, nie da rady.
Ale zaraz, hej, mój kochany "Spider's Web", sami pisaliście o tym, że sieć sklepów Biedronka od początku pandemii notuje wyższe przychody niż wcześniej, a do tego planuje otwarcie stu nowych sklepów, co już wytknęła wam na Facebooku Adriana Rozwadowska (w ramach ciekawostki: kilka dużych sieci supermarketów w UK zwróciło państwową pomoc, wiedzieliście?). Podobne mydlenie oczu nie jest jednak niczym nowym, to kapitalistyczne bełkotanie znane od lat. Jeffa Bezosa też nie stać na sensowne podwyżki dla pracowników, a co dopiero Jeronimo Martins.
Tylko teraz pozostaje pytanie: dlaczego "Spider's Web" zajmuje się tego typu obrzydliwą, antypracowniczą pisaniną? Kiedy przy okazji zmiany prawa aborcyjnego w Polsce pisali o abortowanych autach, czyli modelach, które nie weszły do produkcji, wiadomo przynajmniej było, że chodzi o SEO (dostosowanie tekstu tak, by częściej trafiał do wyników wyszukiwania w Google) i oparcie się na aktualnym temacie (tekstu już nie ma na stronie). Ale w tym wypadku? Po co im tego typu "publicystyka emocjonalna"?
Może chodzi po prostu o ten neoliberalny mindset, który każe im ujadać za każdym razem, gdy pracownicy żądają poprawy warunków bytowych? Co tam, że jest to branża najbardziej po służbach medycznych narażona na zakażenie koronawirusem i że każdy jej pracownik jest o wiele bardziej niezbędny niż dziesięciu blogerów zatrudnianych przez Pana Przemka.
Pewnie tak.
Ale może po prostu chodzi o to, że na łamach "Spider's Web" bardzo często pojawiają się teksty w zasadzie jawnie promujące produkty dostępne w sieci dyskontów spod znaku owada w kropki? Nie mogę napisać, że Biedronka jest klientem "Spider's Web", bo byłoby to duże uproszczenie. Współpracę Biedronki z blogiem wytknęła już na FB Warszawska Federacja Anarchistyczna, na co redakcja zaczęła się tłumaczyć, że Biedronka nie jest i nigdy nie była ich klientem. Jeronimo Martins też nie. Ani żadna agencja bezpośrednio z nimi współpracująca - według oświadczeń publikowanych zarówno przez SW jak i samego Przemka Pająka. I że tytuł już zmienili, i że artykuł jest wyważony oraz przedstawia racje obu stron.
Z tymi racjami z obu stron to nie do końca prawda (czyli nieprawda), ponieważ autorka publikuje stanowisko pracodawcy, natomiast głosy pracowników wzięła sobie, jak sama przyznaje w tekście, z for internetowych.
screen: Spider's Web
W wywiadzie z Kurasińskim Pan Przemek mówi:
Na tym polega dobre dziennikarstwo internetowe – natychmiastowa reakcja na wydarzenia bieżące oraz superkompleksowa obsługa ważnych branżowych wydarzeń.
Kurde, ja myślałem że dobre dziennikarstwo polega na rzetelnym docieraniu do źródeł, ale wygląda na to, że nie dotyczy to docierania do przedstawicieli związków zawodowych, o których postulatach pisze się artykuł.
No dobra, ale jak rzecz ma się z tym braniem przez "Spider's Web" pieniędzy od Biedronki? Bo coś mi się zdaje, że jeśli Pan Przemek użył słowa "bezpośrednio" to zostawiił spore pole do interpretacji faktów. A fakty przedstawiają się tak:
screen: twitter.com/vtechenko
Ten ostatni fragment wpisu został już zmieniony, ale znowu: wszystko by się udało, gdyby nie ta nieznośna technologia!
screen: twitter.com/vtechenko
Dodatkowo bawi mnie, że wśród gęstych tłumaczeń ze strony "Spider's Web" jest i takie, że podpisali tekst jako współpracę z Biedronką przez pomyłkę i był on tworzony we współpracy z producentem, że już zmienili i w ogóle to proszę się odczepić.
Niestety, mam przyjemność pracować w branży reklamowej już prawie 10 lat i wiem, że tekst sponsorowany musi dostać akcept klienta przed publikacją oraz przejść przez ręce więcej niż jednej osoby - w redakcji, w agencji i w dziale marketingu klienta właśnie. Czy w ramach projektu "współpraca z BaByliss" wszyscy, włącznie z marketingowcami zatrudnionymi w BaByliss zapomnieli na chwilę dla kogo pracują lub u kogo są zatrudnieni? Przemku, proszę nie kłamać, bo to bardzo nieładnie.
I mógłbym tu jeszcze wrzucać linki i screeny do "recenzji" innych sprzętów, dostępnych tylko w Biedronce, opisywanych na łamach SW tydzień, dwa lub cztery przed wejściem do sprzedaży. Ale to co jest, chyba już wystarczy, żebyś, drogi Czytaczu niniejszego tekstu sam sobie wyrobił opinię.
"Spider's Web" wypuściło zatem obrzydliwy i nierzetelny materiał, szczujący na pracowników, którzy chcą dochodzić swoich praw. Tłumaczą się bardzo mgliście, że wcale nie wzięli za to pieniędzy. Zakładając nawet w akcie (strzelistym) mojej dobrej woli, że jestem skłonny im uwierzyć: czy oni właśnie próbują wytłumaczyć mi, że są takimi świniami za darmo? Nie wiem, która wersja wydarzeń świadczy o nich gorzej.
Na koniec wróćmy do wywiadu Artura Kurasińskiego z Przemkiem. Pająk wkleja nam - przy poklasku rozmówcy - jakąś gadkę o jakościowym dziennikarstwie, którego przejawem miało być stworzenie "Spider's Web+" pod batutą Sylwii Czubkowskiej, po czym dodaje, że w lipcu SW+ zostało najlepszym magazynem online wg branżowego magazynu "Press". Tego samego, który dopiero co nominował Beatę Lubecką w kategorii "wywiad" za rozmowę z Margot. Rozmowę, którą można z czystym sumieniem nazwać transfobicznym i queerfobicznym ściekiem, w którym najważniejsze były dociekania jakiej płci jest rozmówczyni i kto co komu gdzie wtyka w jej związku. W tym właśnie miejscu jest Pan Przemek Spider oraz "Spider's Web".
Oraz dziennikarstwo w kraju nad Wisłą, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
Tamten tekst mnie wkurzył ostro. Jestem pracownikiem biedronki. To co się dzieje w samej biedrze od początku pandemii to masakra. Nie ma wspólnych wytycznych, jest chaos, za wytyczne co i jak ma działać odpowiadają rejonowi kierownicy. Na Podkarpaciu na przykład, sklepy biedronka zatrudniły dodatkowe osoby do ochrony żeby te kontrolowały ludzi czy maja maseczki poprawnie założone, w Krakowie tego nie było, była za to informacja ze pracownik ochrony nie może kontrolować klientów, ani też pilnować czy jest odpowiednia ilość klientów na sklepie. Przez pierwsze miesiące pandemii jeżeli jakis pracownik sklepu został zarażony wirusem, to całą załogę kierowano na kwarantannę i badania. Mogli wrócić dopiero po uzyskaniu negatywnego wyniku w badaniach. Od paru miesięcy tego nie ma, na kwarantannie ląduje tylko pracownik z pozytywnym wynikiem i ci których zgłosi w sanepidzie. Straty pieniężne pracowników: ja wylądowałem na kwarantannie pod koniec miesiąca, przez co straciłem 450zł premii za listopad, i stracę kolejne 450zł premii za grudzień. Bo zostałem zarażony w pracy Covid. W pracy bo od początku pandemii moje życie wygląda tak: Praca>mieszkanie>praca. A współlokatorzy od dłuższego czasu są na postojowym. Co do premii 2600 o których mówii biedronka: ta premia się nam należy co roku. Pracownik który przepracuje rok od marca do marca (nie jestem teraz pewien dokładnej daty) przysługuje mu roczna premia. I podają sumę brutto. Wszystkich w pracy ostro wkurzyło to ze biedronka nazwała to w mediach premią uznaniowa z tytułu covid. Spidersweb który we wcześniejszych latach pisał o tych premiach, w tym roku pisał o premii covidowej. Jak ktoś nie miał przepracowanego co do dnia roku, bo brakowało mu na przykład paru dni bo został zatrudniony kilka dni po 1 marca, to nie dostawał nic, tak samo jak miał nieusprawiedliwioną nieobecność. Dany dzień tak czy siak trzeba odrobić, jednak i tak traci się premię.