W ostatnim Q&A padło pytanie o to, dlaczego Polacy mają skłonność do skrajności i czy aby nie jest to kwestia indywidualnej perspektywy zadającego do pytanie Użytkownika o nicku Federal, który porównując polskie społeczeństwo z innymi krajami Europy ma nieodparte wrażenie, że nigdzie nie jest tak radykalnie jak w Polsce.
Ja wtedy odpowiedziałem, że pewnie ma rację, a przyczyną może być język i pozwolę sobie trochę to rozwinąć tutaj.
Bo faktycznie można mieć wrażenie, że Polacy mają skłonność do skrajności i radykalizmów, ale po dłuższym zastanowieniu myślę, że chodzi bardziej o pewną kłótliwość, przy czym nie zadowala mnie wytłumaczenie problemu “cechą narodową”, bo to trochę jak rozmawianie o ekonomii przysłowiami. W narodowych stereotypach jest zwykle ziarno prawdy, ale też skądś się te stereotypy musiały wziąć, niezależnie od tego, na ile są prawdziwe, a pewnie każdy jest prawdziwy w nieco innym stopniu. Trudno też mówić o skłonności do radykalizmu w sytuacji gdy główna linia demarkacyjna w Polsce wcale nie przebiega po linii światopoglądowej. Stronami na froncie wojny polsko-polskiej nie są w żadnej mierze prawica i lewica, ta druga stanowi ledwie margines i jedyne co może, to starać się przy współudziale wpływów z zachodu nadawać ton debacie publicznej, przechylając ją milimetr po milimetrze w progresywnym kierunku. Wojna Polaków z Polakami to wojna między jedną prawicą, a drugą prawicą, które w szerszej perspektywie niewiele się od siebie różnią, co zresztą poruszaliśmy już w opiniotwórczym programie “Gilotyna” na YT.
To skłonność nie tyle do radykalizmu, co raczej do konfliktu i plemienności, którą zresztą diagnozowali zarówno mądrzejsi ode mnie, jak i mniej mądrzy ode mnie (ci, którzy w do kości prawicowej, homofobicznej i antypracowniczo urządzonej Polsce są w stanie znajdować argumenty za tym, że lewicowy radykalizm jest tak samo okrutny jak prawicowy, a radykalna lewica - ktokolwiek miałby nią być - nie różni się wiele od radykalnej prawicy).
Jak możemy mówić o skłonności do radykalizmu, w kraju, w którym pracuje się godzinę by zarobić na dwie i pół gałki loda, a mimo to nikt nie wychodzi na ulicę, żeby spalić parę śmietników i nastraszyć paru gości w garniturach wizją poniesienia odpowiedzialności za swoją politykę? Jak możemy mówić o skłonności do radykalizmu ze sceną polityczną, na której lewicowymi radykałami nazywana jest partia, mająca poglądy nowocześnie liberalne, z lekką nutką socjaldemokracji pobrzękującą cichutko w kącie? Jak możemy mówić o skłonności do radykalizmu, w społeczeństwie którego największa siła społeczna od lat została zaprzepaszczona przez liderki Strajku Kobiet, “radykałki” miziające się z panami w garniturach w nadziei na kariery polityczne zanim jeszcze ich ruch osiągnął realnie cokolwiek? Jak możemy mówić o skłonności do radykalizmu, kiedy największy tłum jaki wyszedł na ulicę od lat (i na lata zapewne) zawrócił kiedy napotkał na policyjne barykady?
O nie, to coś dużo bardziej toksycznego od skłonności do radykalizmu: społeczeństwo daje się rozgrywać w małej wojence o sprawy głupie i nieistotne, bandzie skłóconych ze sobą zakompleksionych facetów z solidarnościową przeszłością, którzy podzielili się na dwa obozy i akurat mieli szczęście być w odpowiednim momencie u władzy i mieć dostęp do największych tub propagandowych, przy których do dziś jedynie zamieniają się miejscami.
To skłonność do kłótni o nieistotne gówna, której sprzyja u podstawy język polski, ale czy to on jest przyczyną? Tego nie wiem. Wiem, że sprzyja podziałom i walce z inkluzywnością, co różni go chociażby od języka angielskiego, gdzie rodzaj męski i żeński nie wpychają się na plan pierwszy każdego zdania. U nas zaś nie dość, że wszystko ma płeć, to jeszcze “męskim” zwykle nazywamy coś w dobrej wierze, “kobiecym” zaś kiedy chcemy temu czemuś ująć. “Babski” znaczy “gorszy” i niepasujący, jako chłopiec socjalizowany w patriarchacie uczyłem się tego od dziecka. Byłem kiedyś u fizjoterapeuty, który jak powiedział mi, że budowę i kształt jakichś kostek mam kobiecą, to potem trzy razy podkreślał, że nie chciał mnie obrazić. No i mamy jeszcze to, że jak nazywamy coś “bezpłciowym” to często jest to jeszcze większa obelga, oznaczająca totalną bylejakość i brak charakteru. A ja bym chciał, żeby “bezpłciowy” było słowem afirmującym, podkreślającym zdolność do transgresji i wyłamywania się z zastanego porządku rzeczy.
O, i widzi Czytelniczka/Czytelnik? W pierwszej kolejności wcale mi nie przeszło przez myśl, że powinno to być słowo neutralne. Dlaczego? Pewnie dlatego, że jestem Polakiem zasranym, ech.
Ps. Co jakiś czas widziałem, że ktoś zostawia mi suba na Substacku, mimo, że dawno nic tu nie pisałem. I to było bardzo miłe. Zacząłem więc nosić się z zamiarem napisania w końcu czegoś i - trochę na spróbkę - napisałem to powyższe. Dajcie znać, czy siadło, bo moja zwichrowana psychika tak ma, że łatwiej jej robić te rzeczy, co do której dostaje sygnały zwrotne, że komuś na nich odrobinkę zależy (ale rozmawiam o tym z moją terapeutką). A jak siadło bardzo, to nie opieraj się przed wrzuceniem tego gdzieś na swoje social media. Nie ukrywam, że im lepszy będzie odzew, tym większe prawdopodobieństwo, że będę tu pisał coś częściej, tak to już działa, nic z tym nie zrobimy, nawet jeśli jest to rodzaj szantażu emocjonalnego. Swoją drogą myślałem też, że mógłbym tu pisać jakąś literaturę w odcinkach - może przy Waszym współudziale w postaci jakichś ankiet z pytaniami, gdzie ma zmierzać fabuła? Może za paywallem, na co pozwala Substack? Nie wiem, tak sobie fantazjuję trochę, bo się przed chwilą dotleniłem kapkę. Tymczasem!
Załączam też ostatni odcinek opiniotwórczego programu “Gilotyna”, czyli to Q&A, o którym wspomniałem wyżej:
Możesz też wspierać opiniotwórczy program na platformie Patreon, pod guzikiem niżej:
Spoko tekst. Dodałbym truizm, że od stuleci w tym zapomnianym przez boga, cywilizację i elementarną kulturę osobistą kraju, nieustannie wąska grupa uprzywilejowanych skurwysynów robi wszystko, żeby wszystkie biedaki, czyli z grubsza prawie wszyscy Polacy, nieustannie się między sobą napierdalali od najdrobniejszych gówien zaczynając, na najtrudniejszych sprawach kończąc. Więc weszło nam to z pewnością w krew, nasiąkaliśmy tym gównem przez pokolenia od baby prababy.
Ale komentuję od razu po przeczytaniu, więc nie mam tego przemyślanego w ogóle (CIEKAWE CZY INNI TEŻ TAK ROBIĄ?), bo później bym zapomniał, a nie po to piszesz, żeby komentować, żebym przeczytał i miał wyjebane na Twoje prośby i sugestie.
Jeszcze podzielę się pewnym doświadczeniem. Dzielenie się swoimi przemyśleniami bez przemyślenia sprawy zawiera w sobie także pewien aspekt metafizyczny. Otóż można niespodziewanie poczuć niewiarygodną więź z całą bogatą i bezbrzeżną tradycją rodzimej komcionautyki.
Buziaczki!
PS Przeczytałem w pierwszej chwili "bo się dotleniłem przed chwilą kanapką" i se myślę: o kurwa, szanuję chłopa! To się nazywa mieć wyjebane na kulturę fizyczną na pełnej perwersyjnej kurwie XD
A moim zdaniem język jest piekny, tylko ludzie kurwy; parafrazując jednego z wąsem.