Pamiętacie wojnę z dopalaczami? Nikt nie przyczynił się do rozwoju naszej rodzimej chemii tak, jak francuska naukowczyni polskiego pochodzenia, Marie Curie, ale zaraz po niej jest Pan Premier Donald Tusk. Jestem tak stary, że pamiętam jak kolejne substancje wchodziły na listy środków zakazanych, a w ich miejsce “na mieście” pojawiały się kolejne i kolejne. Problem cały czas istniał i tylko lekarze łapali się za głowy, bo przypadki przedawkowania są zwykle trudniejsze jeśli akurat nie da się jednoznacznie określić, co konkretnie dany pacjent zażył.
Zakazywanie kolejnych substancji nie tylko nie rozwiązywało problemu dopalaczy, ale wręcz sprawiało, że jeszcze bardziej rosła szkodliwość zjawiska i związane z nim niebezpieczeństwa. Ale też nigdy nie chodziło ówczesnemu rządowi o rozwiązanie problemu dopalaczy, ani jakiegokolwiek innego. Chodziło w pierwszej kolejności o to, żeby premier mógł w mediach grać bezwzględnego szeryfa, od ręki kasującego problem, o którym w tych samych mediach jest wystarczająco głośno, aby rozpalał i oburzał opinię publiczną.
To jest szerszy problem nadający się na całkiem osobny temat - problem polegający na tym, że zbyt łatwo zapominamy o pewnym prostym fakcie: otóż w interesie polityków tej czy innej partii nie leży zmiana rzeczywistości na lepszą, a zdobywanie i utrzymywanie władzy możliwie najniższym kosztem, co jest dziś łatwiejsze o tyle, że wystarczy surfować na fali prostych, rozpalających media narracji. Narracji łatwych, poruszających i w dobie nadprodukcji szumu informacyjnego zapominanych przez opinię publiczną na rzecz kolejnych “afer” i “tematów”.
Zeszły tydzień upłynął pod znakiem alkotubek i cała ta akcja, a może bardziej: reakcja rządu, przywołuje moje wspomnienia z czasów gdy na cały kraj rozlała się sieć sklepów z “legalnymi narkotykami”, czy jak kto woli: “produktami kolekcjonerskimi”.
I tak jak przy okazji powodzi Donald Tusk wychodził przed kamery i publicznie opieprzał państwowych urzędników, aż nawet platformiany akolita Żakowski przyrównał to do putinowskich metod zarządzania państwem, tak przy okazji alkotubek premier również popisywał się przed kamerami swoją stanowczością, grzmiąc, że teraz będą wyciągane konsekwencje wobec wszystkich, którzy zawinili. Ostatecznie swojego kozła ofiarnego rząd znalazł w Piotrze Jabłońskim - dyrektorze Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, który “z własnej woli” podał się do dymisji, a ministra zdrowia przyjęła jego rezygnację.
I całe to oburzenie o alkotubki jest o tyle słuszne, co durne, jeśli spojrzeć na szerszy kontekst. To jest zarządzanie oparte na emocjach i na aktualnej inbie. Naprawdę trudno sobie wyobrazić pomylenie alkotubek z musami dla dzieci więc realność tego akurat problemu jest cokolwiek dyskusyjna. Że nie powinno się sprzedawać alkoholu w opakowaniach przypominających słodycze, to akurat jasne, głównie ze względu na budowanie skojarzeń i nawyków behawioralnych oraz konsumenckich.
Gdyby jednak państwo polskie chciało realnie zrobić coś ze zbyt wysokim poziomem spożycia alkoholu w społeczeństwie, to może zamiast reagować na to co się akurat przykleiło (podkreślam - słusznie!) w mediach, powinno pomyśleć nad rozwiązaniami systemowymi. Bo chciałbym zauważyć, że społeczeństwo oburzone na alkotubki dawno już przywykło do szampanów bezalkoholowych dla dzieci, tak chętnie kupowanych przy okazji dowolnych uroczystości, żeby nasi milusińscy również mogli sobie poświętować.
A jest to produkt o tyle niebezpieczny, że chociaż sam w sobie nie zawiera alkoholu, to od małego buduje pewne nawyki konsumenckie. To jest narzędzie przemysłu alkoholowego do hodowania sobie wiernego klienta. Za długo pracowałem za barem i za długo pracowałem w reklamie, żeby uwierzyć że ludzie są odporni na tego typu rzeczy; że reklama nie działa, że sama ekspozycja nie ma znaczenia, że nikt nikogo do niczego nie zmusza i że każdy podejmuje świadome decyzje, będąc odpowiedzialnym za samego siebie. Gdyby tak było, branża reklamowa by nie istniała, a już na pewno koncerny nie pakowałyby w nią tak ogromnych pieniędzy.
I ja wiem, że cała polska kultura ma w sobie zaszyte chlanie od kołyski aż po grób, ale jeśli chcemy to zmienić, to od czegoś trzeba zacząć.
Od ograniczenia reklam i promocji alkoholu, od regulacji dotyczących opakowań (które powinny być jak najmniej “fancy” i kolorowe, a może mogłyby mieć ostrzeżenia jak paczki fajek), od likwidacji małpek (ostatnio widziałem w jednym markecie regał z samymi małpeczkami poza głównym stoiskiem z alkoholem, na ostatniej prostej przed kasami, żebyś przypadkiem nie zapomniał_ o swoim alkoholizmie), od zakazania promocji w których przy zakupie hektolitra alkoholu otrzymasz morze browarów gratis, od wywalenia alkoholu ze stacji benzynowych, robiących obecnie za całodobowe sklepy monopolowe.
No i przy okazji od zwiększenia finasowania NFZ, w którym terapeutów uzależnień jest zwyczajnie za mało.
Spożycie alkoholu w polskim społeczeństwie to poważny problem, wymagający poważnego, systemowego podejścia, a nie nakrzyczenia publicznie na producenta alkotubek, który przez sam społeczny odbiór już 1 października zapowiedział wycofanie swojego “innowacyjnego” produktu ze sklepowych półek. Krzyż mu na drogę i chuj na grób.
Oczywiście nie wierzę że realna, systemowa zmiana oparta na długofalowej perspektywie jest możliwa z obecnym rządem. I nie wierzyłbym z poprzednim - obie polskie prawice pokazały już niejednokrotnie, że interesuje je wyłącznie reagowanie na aktualne społeczne uniesienia i sondaże. Ludzie są spragnieni krwi migrantów? Murem za polskim mundurem! Oburzeni na alkotubki? Zakazać! Wkurzeni na piratów drogowych? Zaostrzyć przepisy. Kierowcy w sondażach wkurzeni na zaostrzenie przepisów? Wydać rozporządzenie luzujące ich egzekwowanie. Ludzie nie mają gdzie mieszkać? Mieszkanie prawem, nie towarem, bo akurat jest kampania wyborcza. I tak w kółko.
Są, co prawda, zapowiedzi. Na fali słusznego oburzenia alkotubkami rząd zapowiedział już kilka drobnych zmian, moim skromnym zdaniem zbyt drobnych.
4 października można było przeczytać o zapowiedzi zmian w prawie, które ukrócą te szaleńcze promocje, które to eksplodują zwykle przed długim majowym weekendem, gdzie za kupno 2137 piw dostajesz drugie tyle.
Wcześniej ministra zdrowia, Izabela Leszczyna w Radio Zet, u Rymanowskiego, wspominała, że pracują nad zakazem sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych, ale tylko nocą.
Nie dość, że to nie są kroki, a kroczki, kroczuczunieczkunie zaledwie, to jeszcze ja zwyczajnie nie wierzę w ich realizację. Za tydzień nikt nie będzie pamiętał o alkotubkach, wzburzenie minie i temat rozejdzie się po kościach jak aborcja, związki partnerskie i wszystkie pozostałe 100 konkretów z kampanii wyborczej. A jeszcze do tego podniesie się krzyk internautów i lobbystów o tym że to ograniczanie wolności i będzie do jazgot na tyle donośny, że rządowi nie opłaci się za bardzo w tym wszystkim gmerać.
Tym bardziej że w tym samym porannym radiowym wywiadzie Leszczyna zapowiedziała wprowadzanie przepisów, które w Polsce już funkcjonują czyli obowiązku legitymowania osób wyglądających na nieletnie kiedy chcą zakupić alkohol i kary za sprzedawanie go niepełnoletnim. Ja wiem, że w polityce kompetencja w czymkolwiek konkretnym nie jest najważniejszym skillem, ale obawiam się że ministerstwo zdrowia to zbyt ważny społecznie resort, żeby obsadzać tam Leszczynę. To trochę jakby PiS zrobił ministrem zdrowia Marka Suskiego.
A przecież alkohol to nie jest jedyny problem, ba, to nawet nie jest jedyna używka, której sprzedaż i marketing w Polsce państwo powinno bardziej uregulować.
Tutaj jesteśmy jeszcze widocznie zbyt mało oburzeni, aby “Donald Tusk się wściekł” i pogroził komuś palcem do kamery.
Ale na koniec pozwolę sobie tylko przypomnieć, że właśnie za takie wynalazki jak elektryczne alternatywy dla szlugów nagrodę Wektora otrzymał w 2023 dyrektor koncernu Philip Morris - Michał Mierzejewski.
Wektory to coroczne nagrody przyznawane przez organizację lobbingową Pracodawcy RP. Nagrody, które otrzymują również politycy, tacy jak Hołownia z Kosiniakiem, Morawiecki, czy Leszek Miller.
Uzasadnieniem nagrody w wypadku dyrektora koncernu tytoniowego był jego wkład w budowanie Polski bez dymu. Tak tylko przypominam.