To, czego naprawdę potrzebujemy, to denazyfikacja państwa Izrael. Musimy zobaczyć Netanjahu i jego rzeźników stających przed trybunałami, a jeśli zostaną - miejmy nadzieję - skazani, to stających przed szubienicami. Tego właśnie potrzebujemy. Masowi mordercy powinni zostać skazani. Jeśli nie zostaną, nie będzie pokoju w Palestynie. Nie będzie pokoju na świecie. Wszyscy porządni, pokojowo nastawieni ludzie tego świata muszą dostrzec Holocaust.
To nie cytat z Grety Thunberg protestującej pod izraelską ambasadą, ale wystąpienie… Grzegorza Brauna w Europarlamencie z 21 stycznia. Nie ukrywam, że dopuściłem się drobnej manipulacji - wywaliłem z niego samą końcówkę, gdzie ta faszystowska, antysemicka, prorosyjska ściera wspomina jeszcze o “izraelskiej i żydowskiej propagandzie” oraz postuluje zakazanie Talmudu.
Gdyby nie postulował i gdyby zatrzymał się na propagandzie izraelskiej, nie dorzucając żydowskiej, to nie dałoby się zauważyć, że mamy do czynienia z wypowiedzią wychodzącą z pobudek antysemickich. Nie oszukujmy się - Braun nie powiedział tego wszystkiego z troski o palestyńskie dzieci i cywili, których los niewiele go obchodzi, bo jest to człowiek zasługujący na splunięcie w ryj i fakt, że ma możliwość reprezentowania kogokolwiek gdziekolwiek jest miarą porażki i skompromitowania neoliberalnej demokracji.
Więc jeśli przyłapał_ś się na tym, że właśnie niechcący zgodził_ś się z Grzegorzem Braunem, to spokojnie - nie jesteście tacy sami.
Co nie znaczy, że jest się z czego jakoś specjalnie cieszyć, bo oto znaleźliśmy się w miejscu gdzie faszystowska, śmierdząca ruską onucą gnida mówi publicznie i głośno coś, co powinni mówić liberalni mainstreamowi politycy. Oczywiście nie licząc wspomnianych kilku słów, które pominąłem, o karze śmierci zaś można by już dyskutować.
Człowiek, który powinien być dawno temu wykluczony z życia publicznego, może nawet odizolowany od społeczeństwa, jako jeden z niewielu mówi coś, co do zasady powinno być oczywiste w mainstreamowej debacie publicznej - że w Gazie odbywa się ludobójstwo, a jego winnych należy skazać.
Chciałbym, żeby ta wypowiedź poniosła się bardziej i była głośniejsza niż rzeczywiście była, właśnie dlatego, że jej autorem jest tak parszywa postać. Bo może dzięki temu choć jeden z tych wygadanych i wytrenowanych w manipulacjach pseudoliberałów, co to na co dzień szczerzą się do was z timeline’ów i z telewizorów; co to są tak bardzo demokratyczni, tak bardzo progresywni, tak bardzo równościowi, tak bardzo cywilizowani, że aż nie przechodzi im przez gardło słowo “ludobóstwo”… No więc być może dzięki temu choć jeden z nich poczułby się chociaż odrobinkę głupio. Marne szanse, wiem. Zawsze byłem trochę naiwny.
Netanjahu to przywódca państwa odpowiedzialnego za rzeź dziesiątek tysięcy ofiar śmiertelnych, wiele z nich umarło z głodu, wiele z nich spłonęło żywcem. Wszystko to w sposób możliwie najbardziej bezczelny, na oczach świata. Wszyscy to widzieliśmy. Nawet III Rzesza do samego końca próbowała tuszować Zagładę.
Tymczasem mainstreamowym politykom i mediom nie przechodzi dziś przez gardło słowo “zbrodnia”, a z “Teleexpressu” można dowiedzieć się najwyżej, że “Izrael walczy z Hamasem w strefie Gazy”. Podczas gdy prawdziwym tematem debaty publicznej powinno być to, czy premier Izraela powinien być ukarany śmiercią, czy jedynie dożywotnim więzieniem, bo mimo wszystko staramy się pozostać humanitarni.
Ale nie. Polscy, amerykańscy, europejscy politycy oraz media jawnie popierają ludobójstwo, ale tak, żeby nie powielać rasistowskiej, dehumanizującej retoryki władz Izrael, porównujących Palestyńczyków do szczurów. Zamiast tego odwracają wzrok, obracają każde słowo, dzielą włos na czworo i robią wszystko, żeby pudrować rzeź dziejącą się na naszych oczach. Nie powinno zatem dziwić, że kiedy potem na zaprzysiężeniu prezydenta Stanów Zjednoczonych najbogatszy człowiek świata wykonuje nazistowskie pozdrowienie, to połowa internetu jest w stanie nawet tak jednoznaczny gest interpretować na najrozmaitsze sposoby. Może był to tik nerwowy, może był to zrywający się do lotu Superman (autentyczny przykład), może było to podziękowanie; na pewno nie *sieg heil*.
To jest specjalna operacja wojskowa, to obrona przed terroryzmem (bardzo praktyczne słowo - terroryzm); na pewno nie czystka etniczna, na pewno nie ludobójstwo. Nie widać dymiących luf.
Tam są, zobacz, dymią.
Nie widzę.
Tak, właśnie tego rodzaju obłuda, skłonność do pudrowania rzeczywistości i priorytetyzowanie decorum ponad realiami w wykonaniu “umiarkowanego centrum”, które jest wszak prawicą udającą czasem, że nie jest aż tak wulgarna i okrutna, jak ta druga prawica… Właśnie to powoduje, że kiedy “ta druga prawica”, ta, która nie bawi się już w udawanie, dochodzi do głosu, to jest tak skuteczna, że Grzegorz Braun może głosić swoje antyludzkie poglądy najpierw w Sejmie, a potem w Europarlamencie (i jak zepsuty zegar, raz pokazać dobrą godzinę, no prawie dobrą). Tak skuteczna, że Donald Trump został po raz drugi prezydentem USA i cały świat trzęsie się właśnie ze strachu. Leży, robi pod siebie i tapla się we własnym gównie, bo w Europie skrajne prawice rosną w siłę.
U nas też przez niemoc obecnego, “progresywnego” przecież rządu (mają nawet lewicę w składzie!) i udawanie, że wszystko jest ok, prawdopodobnie za kilka lat do władzy wróci poprzednia prawica, ta odważniejsza w swojej prawicowości i będzie jeszcze bardziej szalona, niż była poprzednio.
Neoliberalna demokracja nigdy nie była ani specjalnie liberalna ani demokratyczna, a w obecnym krajobrazie polityczno medialnym jest ostatecznie skompromitowana. Dlatego, że ani przez moment nie była ona niczym innym, jak tylko prawicą, udającą że dla niej liczą się tzw. “zwykli ludzie”; udającą, że liczą się prawa człowieka, udającą, że wcale nie jest sterowana przez milionerów i korporacje. Że wcale nie jest systemem, którego beneficjentem jest się tym bardziej, im większy się odziedziczyło majątek.
Taki stan rzeczy nie miał szans przetrwać. To “roztropne centrum”, ci “radykałowie środka” – oni wszyscy próbują jeszcze cosplayować lata dziewięćdziesiąte, kiedy to wydawało się przez krótką chwilę, że wszystko może na zawsze już trwać w tym błogostanie. Nie są w stanie nijak odpowiedzieć na wyzwania współczesności, bo pojawili się lepsi od nich. I’m you but stronger - zdaje się mówić im wszystkim Trump, AfD, Javier Milei, a nawet, kto wie, czy nie Dominik Tarczyński albo Krzysztof Stanowski (coś czuję, że któryś z nich, może obaj, jeszcze nas w przyszłości zadziwią). Prawica, która po prostu przestała udawać. I ludzie tego właśnie łakną, bo oto po latach udawania, przemilczania, kluczenia, niedopowiadania, eufemizowania po raz pierwszy dostają coś prawdziwego.
Zamiast Krystyny Jandy przekonującej z ekranu telewizora ofiary transfomacji lat dziewięćdziesiątych, że teraz już wszystko jest dobrze, bo jednego dziada w garniturze zastąpił drugi dziad w garniturze, ktoś w końcu zaoferował im narrację, która nie rozjeżdża się z rzeczywistością zza ona, która nie jest udawana.
Bo te wszystkie prawa człowieka, równość i różnorodność - one też nie były do końca naprawdę. Spójrzcie tylko, jak ci bardziej “liberalni” prawicowcy tak łatwo z nich rezygnują, kiedy wydaje im się, że to będzie dla nich rękę. Demokraci w swojej kampanii szczerzący się do Republikanów, PO ścigająca się na ksenofobiczne hasła z bardziej radykalną konkurencją, chcąc podebrać jej trochę głosów. Znamy to doskonale, widzieliśmy to nieraz.
A potem nadal chcemy wierzyć, że ci sami politycy jakoś magicznie znowu są po naszej stronie, bo jeden z nich, ale nieszczególnie istotny, któryś z trzeciego szeregu, wpiął sobie w klapę marynarki przypinkę z tęczową flagą.
Ale wielu ludzi już nie chce wierzyć. I zamiast fikcyjnej, deklaratywnej tolerancji i równości dostaje teraz realną nienawiść do Innego. Ta nienawiść zawsze była, tylko zamiast coś realnie z nią zrobić, woleliśmy udawać, że już z tym skończyliśmy.
Grzegorz Braun mówiący w Europarlamencie słowa, które powinny padać codziennie w debacie publicznej z ust jej bardziej, hmmm, akceptowalnych uczestników, to tylko nic nieznaczący przypadek; pokazujący jak obłuda i zakłamanie nie pozwalają establishmentowi określać rzeczywistości po imieniu.
Braun, Trump, Bosak, Mentzen, Stanowski, Czarnek, Milei - oni wszyscy nie są obłudni, nie w taki sposób jak “roztropne centrum”. Są prawdziwi. Rozwalają dekoracje. Niszczą obowiązujące do niedawna, niepisane zasady. Unieważniają konwenanse. Dlatego wygrywają.
Faszystowska onuca mówiąca w Europarlamencie słowa, których nigdy nie odważy się powiedzieć np. Rafał Trzaskowski - do momentu, aż nie będzie na 101% pewny, że mu się to politycznie opłaca - jest drobnym i nic nie znaczącym, ale jednak dowodem na to, w jak głębokiej dupie się wszyscy znaleźliśmy.
Dobrego dnia!
WŻB
To wszystko musi być symulacją.
Gdyby przyjąć spiskową metodę interpretacji, to Braun powiedział, co powiedział właśnie po to, żeby można było się w mainstreamie tematem ludobójstwa w Gazie nie zajmować, skoro zajmują się nim świry i „faszyści”.