Skończyłem oglądać serial “Too old to die young” i jest to, proszę państwa, kino. Ciągnie się niemiłosiernie, statyczne zbliżenia, reklamowe beauty shoty, bezruch, neony, no wszystko to z czym można dziś kojarzyć Nicolasa Windinga Refna (“Drive”, “Neon Demon”). A to znaczy również że łatwo można uznać, że jest to przerost formy nad treścią i zwyczajnie ciężko/nudno się to ogląda. Mi się nie oglądało ciężko ani nudno, ale dlatego że trafiło to na swój moment, za pół roku lub pół roku temu mógłbym porzucić to po pierwszym odcinku, więc nie jest tak, że to jest jakieś mega mądre i ambitne, czy że trzeba mieć do tego jakiś wyższy kapitał kulturowy od przeciętnego widza. Myślę że wystarczy się nigdzie za bardzo nie śpieszyć oraz lubić ładne obrazki i napięcie które można ciąć nożem. Choć tego ostatniego zabrakło mi w ostatnich odcinkach, pierwsza połowa zdecydowanie lepsza, zwłaszcza piąty odcinek, ten z tym słynnym pościgiem nakręconym w bardzo mało “pościgowym” stylu.
Największa wada to brak satysfakcjonującego zakończenia, po którym wyraźnie widać, że był plan na drugi sezon. A raczej go nie będzie (chyba) bo kolejny swój serialowy projekt Refn robił już w Netfliksie; “Kowbojka z Kopenhagi” to podobno również sto procent Refna w Refnie więc dam go sobie ale jakoś w przyszłości i to nie tylko dlatego, że na Netfliks mi obecnie szkoda hajsu. Z drugiej strony to zakończenie nie przeszkadza AŻ tak bardzo biorąc po uwagę że ogólna fabuła nie jest głównym gwoździem programu w tym serialu, raczej klimat poszczególnych scen się liczy, a scenariusz daje im kontekst. Gdyby się okazało, że Refn czy ktoś z producentów mówi, że od początku planowali jeden sezon i zakończenie miało takie być to bym zasadniczo nawet uwierzył. Może nie z pełnym przekonaniem, ale przyjąłbym że zasadniczo mogło tak być. Ogólnie, jeśli ktoś ma Amazon Prime i chęć na neonowo sensacyjno niepokojące slow cinema w dziesięciu odcinkach różnej długości to polecam.
Skończyłem książkę “Kąpiel w stawie podczas deszczu” George’a Saundersa, dość uznanego amerykańskiego pisarza i wykładowcy kreatywnego pisania w USA, którego nic wcześniej nie czytałem. Książka zawiera przy okazji siedem opowiadań rosyjskich klasyków (Czechowa, Gogola, Tołstoja i Turgieniewa), które Saunders dość szczegółowo omawia, przenosząc na karty tej książki część swoich zajęć ze studentami. Pierwsze z opowiadań nawet przerywa, że wskazać co i jak w nim działa, kolejne czyta się już w całości, a potem następuje komentarz Saundersa. Oczywiście książkę najlepiej polecić tym, którzy są zainteresowaniu pisaniem, zwłaszcza opowiadań. Nie jest to poradnik krok po kroku, ale pokazuje pewne rzeczy w działaniu i podczas lektury myślałem o niektórych opowiadaniach, które napisałem i o tym, co i jak chcę w nich zmienić. Minus jest taki, że nie wiem czy brać się za nowe opowiadania czy grzebać w starych, na razie zacząłem jedno nowe, do starych może wrócę. Ale nie trzeba pisać, żeby w tej książce znaleźć coś dla siebie, bo - to może banalne - sztuka życia i sztuka pisania są czymś bardzo pokrewnym i leżącym bardzo blisko siebie. Gdyby kogoś interesowało co ma o życiu do powiedzenia na przykładzie klasycznej ruskiej literatury dosyć stary chłop, który wydaje się nie być skończonym chujem - polecam, w najgorszym wypadku po prostu dobrze spędzicie czas.
I jeszcze skończyłem książkę “Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla, którą poleciła mi ostatnio moja terapeutka. Frankl był psychiatrą, takim raczej mocno uznanym, z Wiednia. A do tego więźniem obozów koncentracyjnych, co wykorzystał później w swojej pracy lekarza i terapeuty, tworząc “trzecią szkołę wiedeńską” czyli logoterapię. Jest to nurt terapeutyczny który skupia się na poszukiwaniu sensu życia, czy też na tym, żeby pacjent sam sobie potrafił ten sens nadać. I nie wiem, czy jej przeczytanie mi w czymś realnie pomogło/pomoże, nie mam zdania, ale chyba JESZCZE nie mam. Wygląda to tak, że pierwsza połowa to opis jego pobytu w obozach, ale bez jakiegoś mięcha czy pornografii cierpienia, autor skupia się na tym jak działała ludzka psychika w obozie, jaki te wydarzenia miały wpływ na ludzkie postawy, etc. I jest w tym wszystkim dosyć optymistyczny i jako terapeuta/psychiatra również wykazuje pewien optymizm, a ja nie wiem czy go do końca podzielam. Druga połowa to właśnie opis tym, czym jest logoterapia i nawet jeśli ostatecznie się okaże, że nic mi ta książka w mojej własnej terapii nie da, to i tak czytanie jej było dobrze spędzonym czasem, ponieważ to co Frankl tam opisuje to ciekawa, do tej pory obca dla mnie perspektywa na terapię i ludzką psychikę. No i całość jest napisana bardzo prosto i przystępnie, zdecydowanie nie jest to książka naukowa, a skierowana do szerokiego odbiorcy. Więc polecam, tym bardziej, że jeśli macie problem z odnalezieniem własnego sensu, to może wam te nowe perspektywy chociaż odrobinę pomogą.
wincyj takich polecajek, pls