Grupy społeczne są jak Pokemony - przeróżne. Jedne mniejsze, inne większe, jedne mają na co dzień przekichane, inne zupełnie nie. I powiem Wam, że trochę kocham, kiedy akurat te największe i najmniej uciskane grają rolę ofiar pod byle pretekstem (a przynajmniej robią to ich najgłośniejsi, zaangażowani politycznie przedstawiciele). Co do zasady - najtrudniejsze życie ma oczywiście od lat biały heteromężczyzna w zachodniej Europie czy też innych Stanach Zjednoczonych. Ja w poprzednim zdaniu oczywiście sobie ironizuję, co nie oznacza, że biały heteroseksualny mężczyzna w mieście mniejszym od powiatowego, na bezrobociu bez prawa do zasiłku, leczący depresję na NFZ ma w życiu lepiej od biseksualnej pracowniczki korpo, leczącej zęby prywatnie w centrum stolicy wyłącznie dlatego, że jest facetem. Ale wiem, że się rozumiemy.
Trafiłem ostatnio na fragment rozmowy na temat aborcji w radiowym studio, w której to rozmowie uczestniczyło pięciu chłopów i Marta Stożek z Razem, a którymś chłop w tym kontekście zaczął bełkotać coś przedmiotowym traktowaniu mężczyzn.
I to było tak samo śmieszne jak polska prawica (podobno zagraniczna też) śmiertelnie obrażona trawestacją Ostatniej Wieczerzy Leonarda Da Vinci. Dodajmy, że jest to obraz na tyle powszechnie kojarzony, że był przerabiany, czy też jak kto woli parodiowany tyle razy, że jak wpiszesz sobie w Google “Last Supper” i dopiszesz dosłownie cokolwiek; tytuł swojego ulubionego serialu, gatunek muzyczny albo nazwę przepisu na danie z termomixa, to znajdziesz odpowiadającą danemu motywowi trawestację dzieła Leonarda i nikomu nie przyszłoby do głowy dorabiać do tego antyreligijnego kontekstu.
Dopiero jak Polak jeden z drugim zobaczył na obrazku (bo większość z nich nie oglądała ceremonii, ja też nie, kto ogląda ceremonie otwarcia imprez sportowych, nie żebym krytykował jak spędzacie czas, róbcie co chcecie, ale rozumieć też nie muszę) że na otwarciu Igrzysk w Paryżu było to nawiązanie, to dostali piany na pysku, że proszę siadać. To koniec. Upadek obyczajów. Francji już nie ma, być może nie ma Europy, nie ma też Olimpiady, nie ma nic. Komu kozacka sława miła, za mną, pisać tłity o upadku, o apokalipsie i o obrazie uczuć religijnych, a być może także i uczuć narodowych, bo chyba nie musimy państwu przypominać kto jest królem Polski i mamy na to papiery.
Przysięgam, kiedy byłem nastolatkiem i Polską rządziła moherowa koalicja, w której skład wchodziły (poza Samoobroną) dwie partie rywalizujące o względy Tadeusza Rydzyka, czyli PiS Kaczyńskich i LPR Romka Giertycha, to byłem przekonany, że postępująca laicyzacja sprawi iż w takim 2024 roku nie da się już zbaitować Polaków na wyimaginowaną obrazę uczuć religijnych. No ale - jaki kraj, taki “koniec historii”.
Czy poprzednie trawestacje “Ostatniej Wieczerzy” nie robiły chrześcijanom krzywdy, a trawestacja parysko-olimpijska już chrześcijanom krzywdę robi ponieważ kojarzy im się z “ideologią” LGBTQ+, a chrześcijanie (przynajmniej w Polsce i przynajmniej ci najgłośniejsi) co do zasady nie traktują osób LGBTQ+ jak ludzi? Nie wiem, choć się domyślam.
“Zróbcie to samo z islamem jak jesteście tacy odważni, nie zrobicie tak, bo by was terroryści zaciukali!” Zawsze jest to samo. Zawsze pada ten sam argument, kiedy chrześcijanie poczują się zaszczuci obrazkiem czy to queerowej “Ostatniej Wieczerzy”, czy to innej Matki Boskiej z domalowaną tęczą (pozdrawiam Joannę Gzyrę i resztę aktywistek, ale Joannę najbardziej, bo znam osobiście, pozdro 600). W sensie co miałby ktokolwiek zrobić z islamem, co byłoby odpowiednikiem odtworzenia ułożenia postaci z “Ostatniej Wieczerzy”? Zadanie tego pytania w internecie mogłoby poskutkować (i poskutkowało, ale nie chcę nawiązywać do nonejmowych komentarzy do mojego wpisiku na portaliku na którym spędzam zbyt wiele czasu) odpowiedziami, że odpowiednia byłaby karykatura Mahometa, a najlepiej to “transwestyta przebrany za proroka”, bo wtedy to już kaplica przecież. Ja tylko nieśmiało zauważę, że nikt w Paryżu nie robił karykatury Jezusa (tego islamskiego proroka swoją drogą), a jedynie wykonano dwa tysiące sto trzydzieste siódme nawiązanie do kompozycji obrazu Leonarda Da Vinci, które od poprzednich dwóch tysięcy stu trzydziestu sześciu podejść różni to, że to akurat było queerowe, bo byłu tam drag queens i cały ten kolorowo tęczowy stuff, przypominający o tym, że słowo “gay” po angielsku znaczy tyle co “wesoły, radosny”.
Gdybym był złośliwy, mógłbym zakładać, że gdzieś tu może jest zaszyta homofobia, a w argumentowaniu o islamie pobrzmiewa nutka zazdrości, że ten cały islam ma gdzieniegdzie religijnie motywowanych terrorystów, a my nie.
Tak, napisałem “my”, bo w końcu jestem ochrzczony i nawet apostazja nie jest w stanie na dobre usunąć mnie z grona bożych owieczek (jak i moich danych osobowych ze zbiorów parafialnych, ot, po prostu kolejna dziedzina życia w której Kościół Katolicki jest ponad prawem albo po prostu ma osobne, własne prawo i co zrobisz jak nic nie zrobisz), a więc chcę tego czy nie, w pewnym sensie zawsze już będę chrześcijaninem. I muszę wam powiedzieć, że jako chrześcijanin aż po grób, a na pewno osoba wychowana mocno po katolicku - nie czuję się obrażony. Ba, myślę że większość takich nawet bardziej true katoli nie czuła się obrażona, dopóki im ks. Daniel Wachowiak z Mariuszem Błaszczakiem nie powiedzieli że doszło tu do pogwałcenia i zbeszczeszczenia.
Jeśli chodzi o bezczeszczenie i obrażanie uczuć religijnych, to według mnie zasady są proste. Po pierwsze - jebać kulty abrahamiczne, które są z gruntu hierarchiczno opresyjne i dlatego tak trudno wyplenić je w późnym kapitalizmie, który wcale nie jest tak odległy od feudalnego porządku w Europie jak się niektórym wydaje. Nie da się obrazić uczuć religijnych, dziękuję, do widzenia.
Ale zaraz - mogłaby zakrzyknąć osoba konserwatywna - skoro nie da się obrazić uczuć religijnych, to dlaczego wy, osoby progresywne tak się oburzaliście na Grzegorza Brauna gaszącego te żydowskie świece takie?
Pominę fakt, że ten naziolski debil przy okazji nadmuchał gaśnicą w twarz przypadkowej babce wpisując się w tę słynną konserwatywną rycerskość i szacunek do kobiet, ograniczę się do samego gestu, który był z gruntu antysemicki.
Po pierwsze, tzn. po drugie, bo pierwsze było: jebać kulty abrahamiczne, które jakoś nigdy nie potrafią ograniczać się do religii jako prywatnej sprawy swoich wyznawców i jakoś zawsze, ale to zawsze prędzej czy później starają się meblować ludziom życia i całe społeczeństwa.
Po drugie - ja jestem konserwatystą i tak mnie wychowali, żeby widzieć źdźbło w swoim oku, a nie belkę w oku bliźniego, więc jeśli mam krytykować (np. parodiując i ośmieszając) jakąś religię, to w pierwszej kolejności swoją a nie czyjąś. Dlaczego więc Europejczycy mają “obrażać” (czy po prostu komentować albo przetwarzać symbolicznie) inną religię niż najbardziej europejską, a więc chrześcijaństwo? Dlaczego Polacy mieliby krytykować w tym samym stopniu islam wyznawany przez paru Tatarów na Podlasiu i chrześcijaństwo które zasrało pomnikami papieża 99,9% kraju? Jako biały Polak mogę z całą pewnością stwierdzić, że żaden muzułmanin nic nigdy ode mnie nie chciał kierowany motywami wynikającymi ze swojej religii i aż mi nieco wstyd, że są ludzie, którym tak podstawową różnicę należałoby tłumaczyć.
Po trzecie, podobno cechą narodową Polaków jest gościnność. No i te żydowskie świece były w tym Sejmie na gościnnych występach. O ile chciałbym żeby polski parlament był całkowicie wolny od obrzędowości religijnej, to zacząłbym jednak od zdejmowania krzyży. A jeśli już ktoś/coś związane z inną religią (i w ogóle kulturą), która jest w Polsce zdecydowaną mniejszością gości tam w ramach jakiegoś takiego dialogu, to może rzucanie się na nie z gaśnicą nie jest najlepszym pomysłem. To znaczy - zależy co się chce osiągnąć, bo jak darmowy rozgłos bez większych konsekwencji, będąc posłem na polski Sejm, to agresywny antysemityzm to jednak całkiem spoko opcja jak się okazuje.
Wiecie, to jak z burkami, bo mam wrażenie, że te burki i stosunek do nich zdarzają się być dylematem europejskiego lewaka. Jebać burki jako narzędzie opresji jednego z kultów abrahamicznych (i jebać z gruntu opresyjne kulty abrahamiczne, przypominam). No ale jak już gościsz w swoim białasowskim kraju gościnię z innej kultury, która ewidentnie nie musi tu tej burki nosić, ale nosi z własnej, zupełnie nieprzymuszonej woli, to może nie truj jej dupy, że ona POWINNA teraz cokolwiek, ok? Dzięki.
Sorki za offtop. O, a na koniec wspomnę mojego Dobrego Kolegę, któremu ten wpis dedykuję, żeby sprawdzić czy przeczytał, który to w kontekście inby o “Ostatnią Wieczerzę” powiedział dziś, że chrześcijanom doooosyć trudno żyć według chrześcijańskich zasadach, bo to spory wysiłek jednak, za to do traktowania swojej religii jako pałki na ludzi których nie lubią to już chętnie, to proszę bardzo.
…a najzabawniejsze jest to, że nawiązanie nie było wcale do Ostatniej Wieczerzy, tylko Uczty Dionizosa, tak w każdym razie twierdzą sami twórcy.
Zacznę od tego (no bo trochę trzeba), że moim zdaniem powinno się znieść prawo karania za obrazę uczuć religijnych, jestem za rozdziałem państwa od Kościoła i w ogóle pod tym względem przynajmniej lewackie kryteria spełniam.
Mam jednak trochę problemu z taką ceremonią otwarcia, z takim nawiązaniem do Ostatniej Wieczerzy (bo wbrew temu co piszą nawet niektórzy komentujący było to takie nawiązanie, sami uczestnicy na social mediach tak to opisywali, nie było żadnego dementi z ich strony no i ludzie - może nie róbmy już z siebie nawzajem idiotów). To jest jednak ceremonia Igrzysk, w teorii święto zgody, szacunku, jedności. To nie okładka gazety satyrycznej czy obrazek zawieszony w pizzerii, to jest ogromna impreza, wspierana i finansowana przez państwo organizujące.
Co do tego, czy scenka była obraźliwa czy nie. Dla mnie np. dalej nie jest do końca zrozumiałe czemu dla czarnoskórych ludzi w Polsce słowo "Murzyn" jest obraźliwe, ale prawdę mówiąc nawet nie czuję dużej potrzeby się w to zagłębiać - sporo takich ludzi pisze, że jest to dla nich określenie krzywdzące i mi to wystarczy. Argumenty konserwatystów spod znaku "facts and logic" nie mają tu dla mnie racji bytu. Jak kogoś coś obraża, to próba racjonalizowania sytuacji to tylko sól na rany, ignorowanie uczuć i subiektywnej percepcji. Ale tak samo jest tutaj: jeśli sporo chrześcijan czuje się urażonych, to mi to też wystarczy. Jak wyżej, to nie jest pizzeria którą mogą olać, to jest wielowiekowa, globalna tradycja, finansowana także z podatków francuskich chrześcijan (których jest dalej około 50%).
Słyszałem argumenty, że wystawa to udane ucieleśnienie ducha francuskiej laicyzacji, bardzo mocnego rozdziału religii od państwa i tutaj ponownie trudno mi się zgodzić. Po pierwsze, rozdział powinien polegać na tym, że państwo (i instytucje wspierane przez państwo) nie będzie narzucać żadnej religii, ale nie powinno ono też wyśmiewać religii obywateli. Po drugie, co jeszcze moim zdaniem ważniejsze, laicyzacja francuska to przede wszystkim sposób na zapewnienie pluralizmu poglądów i sposobów życia: tych umiarkowanych i tych skrajnych, ale tych jest z reguły mniej. Rysunki Charlie Hebdo to skrajny przykład francuskiego laïcité tak jak amerykańska partia nazistowska jest skrajnym przykładem amerykańskiej First Amendment, ale członków tej parii raczej nie chcielibyśmy zobaczyć na ceremonii otwarcia w Los Angeles za kilka lat.
Nie jestem ani ideologiem, ani politykiem, ani nawet dziennikarzem Krytyki Politycznej, ale moim zdaniem lewicowe idee szacunku i równości ludzi powinny być uniwersalne. Trudno mi nie odnieść wrażenia, że tego typu sytuacji dla wielu osób to swego rodzaju "payback" za przymus religijny ze strony rodziny/społeczeństwa/szkoły/państwa.
A może po prostu ludzie mają różne poziomy wrażliwości na tego typu sprawy, tylko czy szacunek nie powinien właśnie na tym polegać, że bierzemy te różne wrażliwości pod uwagę? Bo co to w sumie za szacunek w innej sytuacji?