Pamiętacie jak polski premier, uwielbiający - niczym Donald Tump z Temu - prowadzić udawaną politykę za pośrednictwem głośnych tłitów, stanowczo reagował na uliczne protesty Ostatniego Pokolenia? Kiedy w grudniu medialnym tematem było przyklejanie się osób aktywistycznych do asfaltu, Donald Tusk pisał na portalu Elona Muska tak:
Blokowanie dróg, niezależnie od politycznych intencji, stwarza zagrożenie dla państwa i wszystkich użytkowników dróg. Wezwałem dziś odpowiednie służby do zdecydowanego reagowania i przeciwdziałania takim akcjom.
Słowa, słowa, słowa - teoretycznie bez realnego znaczenia, bo nie wiadomo nawet za bardzo, do czego konkretnie wzywał premier “odpowiednie służby”. Osoby biorące wtedy udział w akcjach OP zdawały się świadomie realizować akt obywatelskiego nieposłuszeństwa, toteż bez oporu poddawały się działaniom policji, która zwykle po kilkunastu minutach pokojowego protestu zjawiała się na miejscu. Czego więcej chciał Tusk? Żeby na miejsce wbijały oddziały prewencji? Antyterroryści? GROM?
W praktyce jednak jeden taki debilny wpis prezesa rady ministrów ma ogromne znaczenie symboliczne, ponieważ daje on obywatelom przyzwolenie na przemoc. Kiedy nie panujesz nad nerwami stojąc w korku (a Warszawa, gdzie rzeczone protesty miały miejsce, słynie z nadreprezentacji wkuriownych kierowców w skali kraju) i chcesz się na kimś wyżyć, to akurat masz pod ręką nastolatka siedzącego na asfalcie. Śmiało, państwo jest po twojej stronie. Grudniowy wpis premiera był mniej więcej tym, czym video orędzie Kaczyńskiego podczas protestów proaborcyjnych kilka lat wcześniej, wzywające do “obrony kościołów”. Nie tylko przyzwoleniem, ale wprost podsycaniem niebezpiecznych nastrojów dla szybkiego politycznego zysku. Aby tego nie dostrzegać, trzeba mieć naprawdę sporo złej woli.
Jednym z głośniejszych efektów tamtych grudniowych nastrojów były materiały video ukazujące rzucającego się w amoku i szarpiącego obcych ludzi Michała Kucharczyka, podrzędnego piłkarza, ówcześnie grającego w rezerwach Legii, od 1 lipca b.r. pozostającego bez klubu (a i tak zarabiającego pieniądze jakich osoba czytająca ten tekst nigdy nie powącha). Innym głośnym medialnych echem był film typu commentary o protestach Ostatniego Pokolenia na Kanale Zero. Obrzydliwy paszkwil, niezbyt subtelnie przekazujący widzowi, że osoby protestujące są po pierwsze debilami, a po drugie postępują bardzo nieodpowiedzialnie, bo jak któryś z kierowców realnie zrobi im krzywdę, to same sobie będą winne. Proszą się.
Kiedy zaś teraz jesteśmy świadkami kolejnego przebudzenia “patroli obywatelskich” pod kuratelą Roberta Bąkiewicza, które to “patrole” samowolnie bawią się w straż graniczną, blokują drogi i próbują przeszukiwać auta wjeżdżające z Niemiec do Polski, aby upewnić się, czy żaden z pasażerów nie jest aby zbyt opalony… Teraz jakoś dupa cicho. Nie tylko nie ma stanowczego tłita premiera. Nie ma też informacji o jakiejkolwiek reakcji służb na zorganizowane grupki zaczadzonych “myślą” patriotyczną koksów, samowolnie wypełniających - jak twierdzą - obowiązki państwa.
Jest za to decyzja o przywróceniu kontroli granicznych na życzenie Bąkiewicza, Bosaka i “Antykonfidenta”. Ponownie, zamiast kontrować nacjonalistów, Tusk przyznaje im rację.
Powiedzenie o państwie z kartonu po pierwsze dawno się już zużyło, a po drugie nie oddaje istoty rzeczy, zwyczajnie nie wystarcza. Państwo oddające tak łatwo monopol na przemoc, to państwo zdestabilizowane. Nie skończyło się jeszcze podważanie wyników wyborów przez kolegów rządzącego premiera, a już musimy mierzyć się z dresiarskimi ekipami zaczepiającymi Polaków wjeżdżających do kraju przy wtórowaniu prawicowej opozycji i bezczynności prawicowego rządu. Mam nadzieję, że czujecie się dzięki temu bezpieczniej.
Pojawia się coraz więcej doniesień o tych “obywatelskich kontrolach granicznych”, możecie je znaleźć w mediach społecznościowych albo w liście od anonimowego czytelnika do Wyborczej. Mogą być nieprawdziwe? Pewnie, że mogą być nieprawdziwe, nie wiem czy list od anonimowego czytelnika do GW kiedykolwiek był prawdziwym listem od anonimowego czytelnika. Rzecz w tym, że nawet nie ma tego jak zweryfikować. Państwo, które nie działa, to państwo podatne na dezinformację.
Zresztą cała ta akcja z “obywatelskimi patrolami” jest wynikiem dezinformacji, na jaką państwo Tuska i kolegów nawet nie próbuje odpowiadać, bo łatwiej jest przyznawać jej rację.
Od połowy zeszłego roku PiS, Konfederacja i prawicowe szczujnie grzeją narrację o tym, że Niemcy "zalewają Polskę migrantami". Tysiąc, dziesięć tysięcy, a, co tam - czterdzieści tysięcy! Jak ma na coś takiego odpowiedzieć rząd, który w kwestii migracji sam postanowił zrezygnować z jakichkolwiek procedur? Fakty? Dane? Dajcie spokój, to tylko kryzys migracyjny i humanitarny, wystarczą vibe’y. Pushbacki bez jakiegokolwiek legitymowania ludzi to nie tylko rezygnacja z humanitaryzmu i człowieczeństwa dla sondażowego poparcia. To także skazanie się na walkę z Bosakami, Bąkiewiczami, Mateckimi i Czarnkami. Walka ta nie toczy się przy użyciu niepodważalnych faktów i uzasadnionych argumentów. Narzędziem tej walki jest próba rozgrzania tłumów prostymi, rasistowskimi narracjami. To walka, którą PO tak ochoczo podejmuje, licytując się z PiSem na to, kto postawił lepszy mur na granicy, dokładając się tym samym do pchania nas wszystkich w stronę ultraprawicowej otchłani. Walka, w której PO jest przy okazji skazane na porażkę, bo w ksenofobii PiS i Konfederacja zawsze będą zwyczajnie bardziej wiarygodni.
Co w tym dezinformacyjnym amoku wiemy na pewno? Że na granicy polsko-niemieckiej tworzy się kryzys humanitarny. Oko.press donosi, że prawdopodobnie trwa od października 2023, kiedy to Niemcy wprowadzili kontrole graniczne. Wiemy na pewno, że “patrole Bąkiewicza” są i że podejmują działania przy bierności służb. Wiemy, że podobne inicjatywy powstają spontanicznie w całej Polsce. W tym roku tłum zebrał się pod ośrodkiem dla migrantów w Czerwonym Borze, gdzie miejscowi nie czuli się bezpiecznie. Jakie mieli zarzuty wobec samych migrantów? Przykładem niech będzie wyimek z artykułu o wydarzeniach i nastrojach w Czerwonym Borze z Wirtualnej Polski, autorstwa Tomasza Molgi z 8 kwietnia:
— Oni wcale nas nie kochają, patrzą wrogo. Jak jadę autem, to prowokacyjnie stoją na ulicy, nie ustąpią. I to mi się nie podoba! A przecież są karmieni i siedzą tu za nasze pieniądze - mówi z wyrzutem w głosie Zenon, 74-letni emeryt. Okna jego mieszkania wychodzą na podwórze ośrodka dla cudzoziemców. - Ja wszystko widzę. Tu nawet przyjeżdża firma sprzątająca, chyba żeby sprzątać im pokoje. To wstyd, żeby wokół dorosłych chłopów jeszcze trzeba było robić porządek. I najważniejsze, nikt nie wie, jak długo oni będą tu sobie bimbać - zarzuca nasz rozmówca.
— O, proszę - palcem pokazuje na czarnoskórego cudzoziemca, opalającego się na ławeczce wystawionej przed recepcją ośrodka. Nieco dalej trzech młodych mężczyzn robi pompki. Jeden cudzoziemiec przechadza się w klapkach na drugą stronę ulicy. Po innego znajomy przyjechał VW Golfem i właśnie razem gdzieś odjeżdżają.
Prowokacyjnie stoją. Trzech robiło pompki; ciekawe, po co tak ćwiczą? Inny wsiadł do auta. A wiadomo, gdzie to taki może jechać? No nie wiadomo.
Wiadomo za to, że jesienią zeszłego roku “patrol obywatelski” zorganizowano też w Żyrardowie - tam polscy patrioci tak długo szukali migrantów odpowiednio śniadych, by uznać ich za zagrożenie, że w końcu musieli zaatakować hostel dla robotników z Europy Wschodniej, zdemolować go i pobić paru Gruzinów.
Wiemy na pewno również to, że poza Bąkiewiczem zaangażowany w organizowanie dresiarskich ekip na granicy z Niemcami jest Rafał Podejma, publikujący treści w mediach społecznościowych pod nickiem “Antykonfident”. W końcówce czerwca udzielał wypowiedzi “Gazecie Wyborczej” jako współorganizator “patrolu” w Zgorzelcu. W zeszłym roku w ten sam sposób “udzielał się społecznie” w Środzie Wielkopolskiej i okolicach. Wtedy też dość viralowe były jego spontaniczne, pełne patriotycznego - wierzę, że szczerego - uniesienia fimiki, na których przekonywał, że “musimy wziąć sprawy w swoje ręce” i “chronić Polskę”.
Przy okazji dość rzadko wspomina się o tym, że nie dalej jak rok temu “Antykonfident” w swoich mediach społecznościowych chwalił Władimira Putina, bo “Słowianie powinni sobie pomagać”, “nie chcemy wojny” i “płynie w nas słowiańska krew”. Dziś na Sz.P. Podejmę powołują się wpływowi ludzie prawicy na czele z wicemarszałkiem Sejmu, JE Krzysztofem Bosakiem, a polskie państwo słysząc całe to straszenie migrantami potrafi jedynie bredzić coś o bezpieczeństwie. Bezpieczeństwie, które nie polega na rozbrojeniu grup dresiarzy panoszących się na ulicach, tylko raczej na przytakiwaniu, że to nie kochający Putina “antykonfidenci”, a migranci stanowią faktyczne zagrożenie. Tym czasem według wszelkich statystyk największe niebezpieczeństwo dla Polaków nadal stanowią Polacy.
Osobiście uważam, że w warunkach polskich pchanie konserwatyzmu w debacie publicznej zawsze jest w jakiś sposób na rękę Kremlowi. Ale im bardziej skrajna prawica, tym większe prawdopodobieństwo, że Rosja, Kreml, Putin szybciutko pojawi się w jej narracjach zupełnie wprost (powinno być na to jakieś równanie matematyczne). Tak jest i w tym przypadku. Ale jak sobie pomyślimy, że oto właśnie z narracji o przekręcie wyborczym grzanej przez polityków związanych z rządem płynnie przechodzimy do “patroli obywatelskich” odbierających aparatowi państwa monopol na przemoc, to zasadne wydaje się pytanie - czy do destabilizacji kraju są nam jeszcze potrzebne jakiekolwiek siły z zewnątrz? Może z ropą się jeszcze nie udało, ale w kwestii destabilizowania kraju powoli osiągamy niezależność.