Live
Różne rzeczy transmitowano w tym kraju na żywo. A to przyjazd i koncert znanego muzyka, o którym po latach mogliśmy dowiedzieć się, że uprawiał seks z dziećmi. Innym razem motywacyjne stand-upy Papieża-Polaka, o którym z kolei dziś wiadomo, że cynicznie pomagał unikać konsekwencji za uprawianie seksu z dziećmi. Poza tym Whitney Houston, Enrique Iglesiasa, remis z Anglią, zwycięstwo z Niemcami oraz Adama Małysza, który z Niemcami w przeciwieństwie do niektórych zwyciężał regularnie. Noce kabaretowe z chłopem przebranym za babę i dymiące 11 września wieże - ok, tu nie jestem przekonany, czy transmitowano je na żywo, ale tak to zapamiętałem. Na żywo można było też oglądać Frytkę ruchającą się z Kenem w Big Brotherze i ślub jakichś innych ludzi w jakimś innym reality show, ale tych się już zapomniało bardziej skrupulatnie niż Frytkę.
A teraz to już w ogóle każdy może transmitować wszystko, byle tylko znaleźli się chętni do oglądania. Siebie oglądającego inne transmisje lub video content, co brzmi może na pierwszy rzut oka głupawo, ale okazuje się chyba potrzebne w rzeczywistości, w której inni potrafią przemycać faszystowski światopogląd pod płaszczykiem niewinnego niby-to-obiektywizmu i racjonalności, zdobywając w ten sposób niczego nieświadomą, nieświadomie faszyzującą widownię. Potem tej widowni należy powiedzieć i pokazać palcem, w którym miejscu popełnia błąd - zarówno ona, jak i ten niby-to-obiektywny, racjonalny i niewinny demagog. Być moża widownia demagoga nie ogląda tych, którzy nie przyznają mu racji, więc może transmitowanie siebie oglądającego demagogiczne transmisje nie jest jednak potrzebne? Ale może też jest, daję tu sobie prawo do ostentacyjnego zamanifestowania niewiedzy i braku zdania, co też każdej i każdemu polecam w ramach tzw. "selfcare", "osiędbania", czy zwyczajnie higieny psychicznej. Polecam nie dać sobie wmówić, że trzeba mieć zdanie na każdy temat. Nie trzeba, a być może nawet nie należy, o czym łatwo zapomnieć w internecie. Może kiedyś spróbuję transmitować moją opowiadającą na ten temat mordę, kto wie?
Można było zostać bardzo sławnym transmitując domowe awantury ze swoją pijaną matką i jej konkubentem komunikującym się głównie pojedynczymi sylabami. Sława mogła poskutkować nawet propozycją walki w oktagonie, kończącą się złamaniem piszczeli w pół, bo łatwo jest zapomnieć, że transmitowanie na żywo niezdrowego trybu życia może powodować niedobory wapnia w organizmie. I to złamanie piszczeli również było transmitowane na żywo tysiącom, czy tam milionom Polaków. Pewnie oczekujesz tutaj, droga Osobo Czytająca, słów o tym, że patostreamy i walki osób z uzależnieniem w oktagonie to upadek ludzkości albo chociaż cywilizacji białego człowieka, a ja odpowiadam, że wcale nie; że to tylko naturalna konsekwencja ścieżki po jakiej ta cywilizacja od samego początku stąpa, ewentualnie jej skutek uboczny.
Można transmitować kompromitującego się publicznie poetę z Krytyki Politycznej, ale na szczęście również emancypacyjne starania i walkę o równość, dziejącą się coraz częściej - choć wciąż pewnie za rzadko i za mało radykalnie - na naszych ulicach. Można transmitować granie w gry albo swoją codzienną walkę z depresją oraz łykanie końskich dawek antydepresantów, można nawet to wszystko połączyć i świetnie się przy tym bawić.
Naprawdę sporo godzin transmisji za nami, bezpośredniej - można by rzec - transmisji z końca świata. A i tak nic nie porysowało mi głowy tak bardzo jak drut kolczasty; transmitowanie drutu kolczastego; transmisja na żywo z budowy rachitycznego płotu z drutu, który ma sprawić, żebym poczuł się bezpieczny. Osobiście czułbym się bardziej bezpieczny oglądając transmisje live z policyjnej interwencji, która nie kończy się śmiercią obywatela, odbywa się zgodnie z procedurami i nikomu nie dzieje się krzywda. Pewnie myślałbym, że to jednak ustawka, ale nadal czułbym się z tym bezpieczniej, niż z transmitowanym live, koślawym ogrodzeniem. Ono może podnieść moje poczucie czegokolwiek? Przecież on może zatrzymać najwyżej inwazję jakichś zmarzniętych, mdlejących sierot wojennych na granicy śmierci głodowej (a nie mojej Ojczyzny), którym nawet ja dałbym radę podczas ewentualnego spotkania w oktagonie.