Jak pogrążyć feministki - pokazuje i objaśnia premier RP
Remember POSŁANKI LEWICY? This is them now. Feel old yet?
Aha, ok, w ten sposób. Edukacja zdrowotna nie będzie jednak obowiązkowym przedmiotem, jak oznajmiła dziś (czwartek) przed obliczem katolickiego radykała Tomasza Terlikowskiego w RMF FM Ministra Edukacji, Barbara Nowacka.
Tyle właśnie mogą w tym prawicowym (należy to podkreślać możliwie najczęściej) rządzie kobiety na ministerialnych stanowiskach, kiedy chcą wprowadzić cywilizowane, progresywne reformy.
No bo jak to wyglądało z zewnątrz: najpierw Nowacka chciała, żeby to był przedmiot obowiązkowy, ale zaczęli się faflunić różni konserwatyści z Ordo Iuris na czele.
Potem Wicepremier i Minister Obrony, Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z TV Republika powiedział że on USPOKAJA, że nie trzeba się martwić, że on zapewnia, iż obowiązku nie będzie. Och, gdyby szef MON równie mocno chciał uspokajać mieszkańców Podlasia po tym jak nastukany niczym stodoła żołnierz polski wywalił dwa magazynki w cywilny samochód osobowy, z którego ledwo zdołali uciec ludzie. Ale jakoś w tym temacie japa cicho.
Na słowa Kosiniaka zareagowała Nowacka, kozacząc na przeklętym portalu faszola Elona Muska, że łała łiła, że fafa rafa, że ktoś tu pomylił chyba odwagę z odważnikiem, tzn. MON z MEN.
No ale niestety ktoś ją sprowadził do parteru, tu jest Polska, tutaj rządzi Kosiniak z Sawickim i Ordo Iurdis, a jakaś baba na ministerialnym stanowisku to sobie może zrobić najwyżej z gęby cholewę, jak mawiamy u nas w Polsce B (nikt oprócz mnie tak nie mówi).
No i zrobiła, bo właśnie dziś polskie timeline’y żyją tym, że oto z podkulonym ogonem wyszła Nowacka przed kamery (i przed Terlikowskiego) i mówiła, że jednak nie, bo coś tam coś tam napięcia, coś tam coś tam chronić szkołę, coś tam coś tam uczniów i nauczycieli. No tak, czyli znowu nie można niczego zmienić na lepsze, bo konserwatyści nie pozwolili i ksiądz krzywo spojrzał. Ech, a jestem tak stary, że pamiętam, jak około roku temu katoliccy radykałowie straszyli Nowacką dzieci i siebie nawzajem, że to jest wysłanniczka piekieł i córa lucyfera, co infernalnym płomieniem wykorzeni religię katolicką ze szkół, a kto wie, czy i nie z całej naszej umęczonej, do krzyża przybitej Ojczyzny w koronie cierniowej cierpiącej.
Jeżeli to pamiętasz, to miał_ś zajebiste dzieciństwo. Ale to czasy, kiedy jeszcze opowiadano sobie legendy i bajania o związkach partnerskich (o równości małżeńskiej już nie) a może i o cywilizowanym prawie reprodukcyjnym.
Mniej znany news z tego samego dnia i kolejna ministra o lewicowej proweniencji i progresywnym serduszku, za to inne radio i inny konserwatywny oszołom za mikrofonem. Oto Ministra Pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (nadal uważana przez część lewicowych wyborców za ostatni bastion przyzwoitości) w porannej rozmowie u Rymanowskiego w Zetce oznajmia, że trwają negocjacje z Komisją Europejską w sprawie tzw. “kamieni milowych” warunkujących wypłatę Polsce funduszy z KPO. Precyzując: negocjujemy, czy KE pozwoli nam zamienić ozusowanie umów śmieciowych na inny warunek.
Chyba przespałem moment, w którym lewicowa Ministra Pracy przeszła z pozycji walki o lepsze warunki zatrudnienia do miejsca, w którym bez mrugnięcia okiem opowiada przed kamerami o tym, że robi co może, aby Polacy próbujący przetrwać na rynku pracy mieli szanse dalej być bezkarnie oskubywanymi przez swoich poganiaczy.
Trzecia rzecz (to będzie kolejny efektowny hat-trick) i trzecia progresywno lewicowa ministra. Dzień wcześniej na komisji sejmowej Ministra Równości Katarzyna Kotula mówiła, że nie możemy teraz rozmawiać o rządowym projekcie ustawy o uzgodnieniu płci, ponieważ kampania prezydencka jest najgorszym momentem na mówienie o prawach osób trans. Oh shit, here we go again, ileż to razy już słyszeliście - tylko zwykle nie od polityków związanych z lewicowymi partiami - że temat praw człowieka należy odłożyć na później, bo właśnie akurat jest kampania albo zaraz akurat będzie kampania? Poczekajcie chwilkę i zaraz będzie można!
To jest dość ciekawa logika, że skoro boimy się, że w kampanii prawica będzie szczuć na mniejszości, to postanawiamy nie okazywać tym mniejszościom wsparcia.
Potem w mediach społecznościowych Kotula broniła się tym, że “strona społeczna” tak wolała.
“Strona społeczna” nie może być argumentem kończącym dyskusję, od kiedy we wrześniu zeszłego roku “stroną społeczną” na komisji infrastruktury podczas debaty o kredycie zero procent była Iwona Sroka, członkini zarządu Murapolu, firmy deweloperskiej, należącej do organizacji lobbingowej Pracodawcy RP (fun fact: na tym samym posiedzeniu ówczesny wiceminister, którego nikt już nie pamięta, Jacek Tomczak, przekonywał, że Polacy nie chcą aby mieszkania taniały).
“Stroną społeczną” przy rządowym projekcie ustawy o uzgodnieniu płci była jeszcze w grudniu organizacja “Tęczowi Społecznicy”, która to postulowała między innymi obowiązkową dwuletnią terapię diagnostyczną, żeby w tym czasie ktoś z zewnątrz mógł sprawdzić czy owe osoby aby na pewno mają rację co do swojej tożsamości płciowej. Pisała o tym więcej Maja Heban, odsyłam do jej wpisu (LINK). Ja się nie znam na prawach osób trans i tak już mam, że jak nie wiem, co myśleć, to sprawdzam, co sądzi o tym Maja Heban, co wszystkim polecam, źle na tym nie wychodzę.
Nie wiem, kto teraz jest stroną społeczną przy tym projekcie ustawy, żaden ze mnie dziennikarz śledczy i nie znalazłem info, żeby coś się od grudnia zmieniło, natomiast ministra Kotula zapewnia mnie w wymianie zdań na przeklętej platformie Elona Muska (kurwa, miałem w ramach gilotynowej działalności nie powoływać się na tłiterowe inby w tym roku, a jest połowa stycznia), że nie są to “Tęczowi Społecznicy”, ale kto ich zastąpił i dlaczego, to już trzeba sobie samemu chyba zgadywać.
***
No i tak. Kotula, ADB i Nowacka robią sobie z gęby cholewę. Ale nie muszą. Ich partie mogą wyjść z koalicji (mało znany fakt: Nowacka ma swoją partię, ale nikt nie wie, czy tam jeszcze jest ktoś poza nią). A jeśli taka Nowa Lewica chce trwać w rządzie mimo wszystko - a chce, tak deklaruje i tak postępuje - to każda z tych minister może na własną rękę podjąć dobrą decyzję i podać się do dymisji. Po co być ministrą czegokolwiek, jak na koniec i tak w danym obszarze więcej do powiedzenia ma Ordo Iuris i Pracodawcy RP? Zgodnie z linią tych organizacji, wbrew własnym ministrom, rząd podejmuje większość decyzji. Tym bardziej nie dziwi, że Rafał Trzaskowski uśmiecha w kampanii raczej do konserwatystów, niż progresywistów, bo i progresywne polityczki i politycy jasno pokazują Platformie, że o nich nie trzeba się starać. Zwłaszcza po tym jak największe społeczne protesty w Polsce po 1989 roku wystarczyło wziąć na przeczekanie i sprawy jakby rozwiązała się sama.
Natomiast nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko to jest ogromne zwycięstwo zarówno Tuska, jak i Czarzastego. Może nie jest to zwycięstwo planowane, może nie jest do końca zamierzone, ale na koniec wszystko układa się tak, że twarzami największych porażek i najgłośniejszych niedowiezionych postulatów są kobiety. Lewicowe, progresywne, prospołeczne i coraz bardziej skompromitowane. Czarzasty nie jest w rządzie, o Gawkowskim nikt za dużo nie mówi, Tuskowi udaje się wmówić opinii publicznej że on nic nie może kiedy chodzi o prawa człowieka czy warunki zatrudnienia, za to jest wszechmogący kiedy na asfalcie usiądzie na kwadrans nastolatka z tornistrem.
Tacy goście przetrwają w polityce niczym karaluchy, schowani za spódnicami kobiet, których główną rolą w tym rządzie jest obecnie nie rządzenie, a publiczne zbieranie wpierdolu.
A pamiętacie jak Tusk dostał nagrodę od Kongresu Kobiet, a potem Magdalena Środa argumentowała, że to na zachętę? Nigdy nie będziesz szła sama!
Sztandar wyprowadzić Theme
Każdego dnia dziękuję sobie, że namówiłam dziewczyny z mojej inicjatywy do nieuczestniczenia w tych rozmowach u Kotuli na które nas ze dwa razy zapraszano. Mówiłam: będziecie się tego wstydzić. I oczywiście miałam rację.
A ja też miałabym się czego wstydzić, bo jakbym zobaczyła kogoś z Tęczowych Społeczników to bym chyba przeszła do rękoczynów.