Na treści skupiające się na patrzeniu na ręce Nowej Lewicy powinienem mieć jakiś osobny hashtag albo kategorię, żebyście mogli je sobie łatwo odfiltrować. Nie każdy musi mieć ochotę oglądać czyjeś kinki polegające na upodobaniu sobie bycia poniżanym i to wszystko jeszcze publicznie. Może po prostu #NLwatch, a może “Kronika zapowiedzianej śmierci”. Piszcie propozycje w komentarzach.
W weekend Nowa Lewica ogłosiła kandydatkę w wyścigu do urzędu Prezydenta RP i to dla mnie smutny moment, bo nie mogę już nawet udawać że wierzę w to, iż głową państwa zostanie mój prezydent, Krzysztof Gawkowski, a to właśnie jego kandydatura wpisywałaby się idealnie w powagę ostatniego roku w wykonaniu lewicowego koalicjanta.
Po głosowaniu za strzelaniem do migrantów na granicy, po zatwierdzeniu antyludzkiego budżetu z dobijaniem ochrony zdrowia, z wakacjami od ZUS dla przedsiębiorców, z regresywną składką zdrowotną, ze zwiększaniem dochodów koncernów zbrojeniowych (nie uwierzę że chodzi o bezpieczeństwo dopóki nie pójdą za tym inne działania niż tylko dorzucanie hajsu na wydatki na zbrojeniówkę), po przyklepaniu tzw. strategii migracyjnej przy jednoczesnym mówieniu publicznie, że się na nią nie zgadza, wystawienie w wyścigu o fotel prezydencki sympatycznego Ministra Cyfryzacji byłoby wisienką na torcie, finalnym dotknięciem, posypaniem tego roku w wykonaniu NL przyprawą niczym ten chłop z mema o posypywaniu czegoś tam przyprawą. Tym bardziej, że minister Gawkowski swoją przygodę z byciem Ministrem Cyfryzacji zaczął od utworzenia ciała doradczego w którym zasiedli przedstawiciele technologicznych korporacji - tak, żebyśmy przypadkiem nie mieli wątpliwości kto w tym kraju rządzi, kto w tym kraju ma znaczenie i po czyjej stronie w tym kraju stoi lewica. Czy raczej Lewica - wielka szkoda, że ta banda podrabiańców zawłaszczyła sobie to słowo i teraz musimy tak uważnie zwracać uwagę na to, czy rozpoczynamy to słowo wielką literą czy małą, przy okazji wbijając sobie do podświadomości, że lewica = Nowa Lewica, co oczywiście jest - na szczęście - nieprawdą.
Prawdą i to smutną jest za to, że nie było w ogóle takiej możliwości, aby mój faworyt wystartował w wyborach prezydenckich, tak samo zresztą, jak typowana przez wielu jako najlepsza kandydatka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
A dlaczego takiej możliwości nie było? Jak to zwykle w wypadku Nowej Lewicy bywa, jest ona uzależniona od widzimisię premiera zarządzającego koalicją i Radą Ministrów w sposób - delikatnie mówiąc - autokratyczny. W kontekście wyborów prezydenckich po prostu zabronił uczestniczyć w nich ministrom i nikt z Nowej Lewicy nie mógł z tym nic zrobić, tak samo jak było to w wypadku rzeczy ważniejszych, np. strategią migracyjną (“no postulowaliśmy przestrzeganie praw człowieka i Konstytucji, ale no niestety Pan Premier się nie zgodził, chlip”).
To, czy ministra lub minister powinni brać urlop na czas kampanii może oczywiście być tematem do dyskusji (moim zdaniem większość ministrów w tym rządzie, poza jednym Domańskim, ma tak małe znaczenie, że świat się nie zawali, jak ktoś sobie zrobi przerwę w pełnieniu urzędu), ale nie ma ona sensu. Premier nie pozwolił, do widzenia.
Dlatego Czarzastemu była/jest potrzebna Magda Biejat. Tak się karty ułożyły, tak się wylosowało. Daleki jestem od mówienia, że wraz z ekipą wydymała byłych partyjnych kolegów właśnie dlatego, że dostała pod stołem szansę udziału w wyborach, bo zwyczajnie tego nie wiem, ale jeśli ktoś tak sądzi, no to ma ku temu sądzeniu całkiem sensowne argumenty. Niezależnie od tego co ja sam sądzę na ten temat, to z ogłoszonych dotąd kandydatur ta jedna jedyna nadaje się do tego, żebym oddał na nią swój głos.
Razem pewnie wystawi Zandberga (już widzę tę narrację polityków NL, że to oni wystawili kobietę, a Razem to seksizm, dziękuję, do widzenia, już zresztą widziałem, że “razemowcy opluwają Biejat bo jest kobietą” lol) i wtedy zagłosuję raczej na niego, choć w rozmowie ze mną tydzień i kawałek temu nowa współprzewodnicząca partii zaznaczyła, że nie zapadła jeszcze decyzja, czy w ogóle kogoś wystawią.
Tym co zniechęca do głosowania na Magdę Biejat nie jest na pewno osoba samej kandydatki (no chyba, że ktoś jako wyborca/wyborczyni albo - tym bardziej - członek/członkini Razem czuje się oszukan_, jest to jak najbardziej uzasadnione, po prostu ja sam staram się podchodzić do takich rzeczy możliwie bez złudzeń i mieć je w pompie kiedy się już wydarzą; o politykach warto mieć gorsze zdanie niż lepsze, nawet jeśli jeszcze nas nie zawiedli; to pozwala uniknąć rozczarowań), ale zniechęcaniem tym świetnie zajmuje się partia, która ją w tym wyścigu wystawia i popiera.
Nie jest to oparte na badaniach, to wyłącznie moja teza z nosa, wydłubana razem z taką śmieszną kulką i odczucie tego nosa właśnie, ale nie umiem sobie wyobrazić, kto w tym momencie jest elektoratem Nowej Lewicy. W marketingu czasem się konstruuje takie persony klientów, do których chce dotrzeć dana marka i takiej persony klienta NL nijak sobie nie umiem wyobrazić. Jak komuś zależy na lewicowej agendzie, to właśnie został osrany po same uszy przez lewicową partię uczestniczącą w prawicowym rządzie, głosującą razem z prawicą po prawicowemu. Jak komuś na lewicowej agendzie nie zależy, to ma mnóstwo lepszych wyborów, z samą KO na czele, żeby głosować na konserwatystów, a jednocześnie czuć się progresywnym Europejczykiem, wiecie, tym bardziej cywilizowanym od tych “zaściankowych” polaków srających na wydmach - tylko nie mówcie mu, że się od nich co do zasady nie różni jakoś znowu wiele.
Z tych wszystkich wybryków Nowej Lewicy, z których część wymieniłem już wyżej, ostatnio na plan pierwszy wysuwają się wybryki typowego polskiego lewicowca, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Dariusza Wieczorka. Dzięki jego numerom i dzięki bronieniu go publicznie przez m.in. Roberta Biedronia Nowa Lewica stała się właśnie w mediach symbolem kolesiostwa. A stać się symbolem kolesiostwa będąc w jednej koalicji rządowej z PSL to trzeba mieć wyjątkowy talent komediowo organizacyjny.
Wieczorek zasłużył na dymisję już dawno temu, choćby po wymianie kadr w spółce IDEAS NCBR na kumpli Macieja Gduli, który przy tej okazji jojczył publicznie że spółka pod starym zarządem była nierentowna (po pierwsze jest to spółka badawcza, jej celem jest badanie, a nie zarabianie, a po drugie to zawsze zabawne jak argument o nierentowności podnoszą politycy teoretycznie lewicowi), a potem jeszcze kłamał publicznie że jest audyt, że proszę czekać na jego wyniki, a potem się okazało, że żadnego audytu nie było. Ale wtedy nikogo to nie obchodziło. Teraz ewidentnie kogoś to obchodzi, bo nawet Donald Tusk się klasycznie wściekł na Twitterku, a on się wścieka tylko o takie sprawy, w których jego wścieknięcie się odpowiednio dużo ludzi uzna za słuszne. Ale po kolei, przypomnijmy.
Do ministra Wieczorka zgłosiła się pisemnie Gabriela Fostiak z Uniwersytetu Szczecińskiego, informując o dotyczących finansów nieprawidłowościach na uczelni. Prosiła o anonimowość i o potraktowanie jej zgłoszenia jako zgłoszenia sygnalistki. Dodajmy, że uczelnia przynosi 25 mln PLN straty - i tak, jej zadaniem też nie jest w pierwszej kolejności przynoszenie zysków, ale rektor Waldemar Tarczyński jest jednym z najlepiej zarabiających rektorów w Polsce (ponad 50k PLN brutto miesięcznie), a jego pensję, wypłacaną z budżetu uczelni, ustala Minister Nauki. Jednocześnie Uniwersytet Szczeciński wdraża plany oszczędnościowe, tnąc m.in. stypendia.
Co zrobił Wieczorek ze zgłoszeniem sygnalistki? Pewnie już wiecie, że poszedł z nim do rektora Tarczyńskiego, ujawniając jej personalia. Wiadomo, bros before hoes. Tym bardziej że żona Wieczorka jest dyrektorką na Uniwersytecie Szczecińskim, a Wirtualna Polska informowała nawet, że uczelnia zmieniała swój regulamin specjalnie dla niej. Z kolei żona rektora Tarczyńskiego dostała stanowisko w resortowej Komisji Ewaluacji Nauki. Przyjaźń to piękna rzecz.
Potem Dariusz Wieczorek publicznie mówił, że żadnego pisma z danymi sygnalistki rektorowi nie przekazywał, mimo że bardzo szybko okazało się że jednak przekazywał i są na to papiery.
Po tym wszystkim Robert Biedroń tłumaczył na antenie TOK FM, że żadnej dymisji Wieczorka nie będzie, bo wszystko pięknie wyjaśnił niczym Czesław Michniewicz kwestię swoich 711 połączeń telefonicznych z szefem mafii korupcyjnej (nie powiedział tak, porównanie sam dopisałem).
A jednak z jakiegoś powodu do dymisji podała się rzeczniczka Ministerstwa Nauki. Nie wiem, czy nie chciała firmować twarzą i nazwiskiem kłamstwa które wyszło na jaw, czy jednak ktoś wyżej uznał że jest to poświęcenie na jakie jest gotów. Jednak to nie ta głowa powinna tutaj polecieć. Wie o tym premier, który rozegrał Nową Lewicę jak dzieci. Wyczekał aż wezmą Wieczorka w obronę, wyczekał aż ogłoszą kandydatkę na prezydenta i dopiero wtedy strategicznie się wściekł, zdobywając kolejne punkty do wizerunku szeryfa, który to własnymi rękami załatwia sprawy, w których pogrąża się jego najmniejszy koalicjant.
W sumie zbędny, ale fajnie byłoby mieć trochę tego elektoratu o jakim wspominałem wcześniej - głosującego na konserwatystów, ale myślącego o sobie “jestem lewakiem”, bo to fajna tożsamość, pozwalająca patrzeć z góry na darmozjadów, nierobów, plebs i pińćsetplusy jebane.
No a poza tym jest kampania prezydencka, każdy głos odebrany Biejat a oddany na Trzaskowskiego, to dodatkowy głos zdobyty w walce z Karolem Nawrockim.
W dniu ogłoszenia kandydatury Biejat podkreślała na antenie Polsatu, że Wieczorka nie było na konwencji partii, był na radzie krajowej. Nie wiem, czy to ma znaczenie że wyszedł, bo fakt że siedział najpierw siedział w pierwszym rzędzie razem z gwiazdami partii wpisuje się idealnie w jego obronę przez Biedronia, którą przytaczałem powyżej.
Może więc sztab kampanii Magdaleny Biejat starając się przemówić do “ludu” nie powinien wcale przyklejać jej frazy “dziewczyna z sąsiedztwa”, a zamiast tego wynieść na sztandary dużo bardziej szczere w kontekście Nowej Lewicy, a jednocześnie bardzo ludowe, bo uliczne, hasło: braci się nie traci?
Moim zdaniem #sprawczość najlepiej pasuje do NL